piątek, 9 lipca 2021

Przyczyny wojny secesyjnej

 

Ostrzał Fortu Sumter. Domena publiczna.


Wojna secesyjna była najkrwawszym konfliktem w historii Stanów Zjednoczonych. Liczba zabitych przewyższa wszystkie inne wojny z udziałem tego kraju. W latach 1861-1865 zginęło sześćset tysięcy Amerykanów co stanowiło około 2 % całej populacji u progu konfliktu. Uwzględniając te proporcje straty w wojnie secesyjnej były takie, jak gdyby dzisiaj w Stanach Zjednoczonych zginęło około 6 milionów osób. Co doprowadziło do tego straszliwego konfliktu?


Gospodarka

            Stwierdzenie, że w ówczesnych Stanach Zjednoczonych istniał duży rozdźwięk  między stanami północnymi i południowymi jest w zasadzie truizmem. Podział ten swymi początkami sięga czasów pierwszych osadników, ale w pełni ukształtował się dopiero wraz z rewolucją przemysłową.

Północ korzystała pełnymi garściami z jej dobrodziejstw. Powstał tam nowoczesny przemysł, w tym kopalnie węgla i innych surowców, huty, gęsta sieć kolei i dróg. Oczywiście znalazła się tam większa część krajowego przemysłu zbrojeniowego co odegrało wielką rolę podczas trwania wojny.

            Południe poszło inną drogą. Obszar ten w pewnym sensie też ukształtował się pod wpływem rewolucji przemysłowej, bo korzystał z wielkiego zbytu na amerykańską bawełnę. Stany te produkowały też inne płody rolne, ale plantacje bawełny zdominowały krajobraz Południa i stały się źródłem prestiżu i potęgi ich posiadaczy. Doszło tam do procesu zbliżonego do feudalizacji – właściciele bawełnianych latyfundiów osiągali pozycję dającą im dominującą rolę w społeczeństwie. Ponieważ Południe miało znacznie mniej ludności niż Północ, a plantacje bawełny potrzebowały pracowników, ważną rolę w gospodarce regionu odegrało niewolnictwo. Czarnoskóre ofiary tego procederu pracowały nieraz w bardzo trudnych warunkach, na użytek swych właścicieli. Choć mniej niż 10 % białych mieszkańców posiadało niewolników, to opisane stosunki gospodarcze powodowały, że trudno sobie było wyobrazić Południe i jego gospodarkę bez pracy niewolniczej.

            Odpowiedź na pytanie, co ukształtowało taki podział nie jest prosta. Jako wyjaśnienia podaje się różnice w profilu ideowym osadników amerykańskich, gdyż na Północy osiedlali się w większym stopniu purytanie i przedstawiciele innych grup religijnych uciekających z Wielkiej Brytanii przed prześladowaniami, którzy częstokroć wyznawali egalitarne idee społeczne. Na pewno nie jest to pełne wyjaśnienie.  Kluczową rolę odegrała bowiem geografia. Klimat na Południu sprzyjał zyskownej uprawie bawełny, a jednocześnie Północ posiadała więcej surowców mineralnych.

            Niezależnie jakie wytłumaczenie przyjmiemy, między tymi dwoma obszarami Stanów Zjednoczonych zarysowały się fundamentalne różnice ekonomiczne, które powodowały sprzeczność interesów. Najbardziej znanym tego przykładem jest sprawa ceł. Północ dążyła do nałożenia opłat na towary przemysłowe z Europy w celu ochrony swojej gospodarki. Ale wtedy państwa zachodniej części „Starego Lądu”, a zwłaszcza Francja i Wielka Brytania, z pewnością wprowadziłyby cła na najważniejszy towar importowany ze Stanów Zjednoczonych – czyli bawełnę. Ujmując to obrazowo, dążenia stanów północnych do ochrony rodzimego rynku pociągnęłyby konsekwencje odczuwalne tylko dla drugiej części kraju.

Abraham Lincoln. Domena publiczna.


Problem uprawnień stanów

            Z kwestiami gospodarczymi zespolona była problematyka stosunków pomiędzy władzami stanowymi, a centralnymi. W federacyjnych Stanach Zjednoczonych problem ten jest tak samo stary jak samo państwo. Już podczas tworzenia zrębów przyszłego mocarstwa „ojcowie założyciele” spierali się o to, jak ułożyć relacje pomiędzy władzami federalnymi, a lokalnymi rządami. Federaliści, którzy przeszli do kanonu myśli politycznej za sprawą swoich słynnych „Esejów…”, dążyli do utworzenia silnego rządu, który hamowałby stanowe egoizmy. Jednak bardzo silne było dążenie do rozległych uprawnień stanowych zmierzających wręcz do formuły państwa konfederacyjnego.

            Z czasem poglądy w tej sprawie zaczęły się pokrywać z podziałem na Północ i Południe. Ta pierwsza popierała silniejszy rząd federalny, druga przeciwnie. Przyczyn tego zjawiska należy upatrywać w problemach gospodarczych. Przechodząca proces dynamicznego uprzemysłowienia Północ, potrzebowała jasnego prawa, inwestycji w bezpieczeństwo i infrastrukturę, a także zdecydowanej zagranicznej polityki gospodarczej. Wszystko to mogły zapewnić jedynie sprawne władze centralne. Południe zaś broniło swego wiejskiego, latyfundialnego stylu życia i gospodarowania. Sytuację skomplikował problem niewolnictwa. Południe broniło jego istnienia z pozycji właśnie programu niezależności stanów, twierdząc, że tylko one mogą wprowadzić albo zlikwidować niewolnictwo na swoim obszarze.

            Różnica ta była bardzo widoczna w trakcie samej wojny. Południe bardzo późno utworzyło spójny sztab wojskowy, a egoizmy stanowe przez cały konflikt torpedowały wysiłek wojenny Konfederacji, przyczyniając się do jej klęski.   

 

Niewolnictwo

            Obiegowo za główną przyczynę wojny secesyjnej uważa się niewolnictwo. Istnieje jednak grupa negacjonistów, którzy odrzucają to wyjaśnienie. Za ich koronny argument służy cytat najsłynniejszego dowódcy Konfederacji generała Lee, który stwierdził, że nigdy nie walczyłby w obronie niewolnictwa. Przywołuje się też słynne słowa Abrahama Lincolna: „Gdybym mógł utrzymać jedność Unii, nie uwalniając żadnych niewolników, zrobiłbym to”.

Argumenty te wymagają odpowiedniego komentarza. Faktycznie, tylko kilka procent białej ludności Południa posiadało niewolników. Dla większości z nich walka przeciw Północy dotyczyła głównie swobód dla poszczególnych stanów. Ale niewolników posiadały opiniotwórcze elity społeczne i polityczne, dla których ich utrzymanie stanowiło podstawę pozycji. Jednak jeszcze ważniejsze było coś innego. Problem niewolnictwa spleciony wiązał się ze wszelkimi pozostałymi kwestiami. Widzimy go gdy obserwujemy gospodarczy konflikt interesów, a prawa stanów były jednym z najczęściej powtarzanych argumentów przeciw dążeniom Północy do jego zniesienia. Sam Lee okazywał sprzeciw wobec niewolnictwa, co nie przeszkodziło mu tłumić abolicjonistycznego powstania Johna Browna, do którego powrócę w dalszej części tekstu.

            Wypowiedź Lincolna z kolei była ściśle związana z problemem tak zwanych stanów granicznych, o czym też dalej wspominam. Stany te uznawały legalność niewolnictwa, ale zarazem były na tyle blisko związane z Północą, że nie chciały zrywać unii. Stanowiły one niejako obszar pośredni, „miękką granicę” pomiędzy dwiema skłóconymi częściami kraju. Wielu mieszkańców tego obszaru miało co najmniej ambiwalentny stosunek do abolicjonistów. Gdyby Lincoln na początku wojny ogłosił, że jej celem jest wyzwolenie czarnych, ryzykowałby dołączeniem tych stanów do rebelii, a to zmieniłoby układ sił na korzyść Konfederacji. 

            Nie zmienia to zasadniczego faktu, że wojna secesyjna stanowiła pokłosie konfliktu pomiędzy dwoma systemami ekonomicznymi, wartości i sposobami życia, a problem niewolnictwa skupiał te kwestie w pigułce. Tak więc, niewolnictwo było jedną z głównych przyczyn wybuchu wojny, bo jak żaden inny problem ówczesnych Stanów Zjednoczonych skupiał uwagę mieszkańców obu części kraju.

 

Atak w Senacie na Charlesa Sumnera. Domena publiczna.

Od „Kompromisu Missouri” do „Krwawiącego Kansas”

            Spór o niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych podzielił już „Ojców założycieli” tego państwa. Niektórzy z nich, na czele z Jerzym Waszyngtonem, byli nawet posiadaczami czarnych niewolników. Ostatecznie problem ten nie został poruszony na początku kształtowania się przyszłego mocarstwa. Przyczyniły się do tego kontrowersyjność zagadnienia i troska o jedność kraju w obliczu konieczności wywalczenia suwerenności drogą zbrojną.

            Chociaż tendencje odśrodkowe istniały w Stanach od samego początku, długo konflikty, w tym także te wokół niewolnictwa, udawało się zażegnywać na drodze pokojowych rozwiązań politycznych. Dzięki temu można było utrzymywać rozdźwięki między Północą, a Południem w ryzach. Palącym problemem tej sytuacji okazał się rozrost terytorialny kraju i jego parcie w stronę Oceanu Spokojnego. Tworzyło to kontrowersję wokół tego, czy niedawno przyłączone obszary mają być wolne, czy niewolnicze.

            Jedną z najważniejszych i zarazem najskuteczniejszych prób porozumienia w tej kwestii był tak zwany „Kompromis Missouri” zawarty w 1820 r. Wynikał on ze sporu na temat charakteru nowo utworzonego stanu Missouri. Na jego mocy uznano go za niewolniczy, a na ziemiach zachodnich wyznaczono linię wzdłuż równoleżnika 36° 30’. Na północ od niej niewolnictwo w tworzonych stanach miało być nielegalne, na południe dozwolone. Poza tym ze stanu Massachusetts wydzielono Maine, co miało zapewnić równowagę sił w Senacie między Północą, a Południem, wobec pojawienia się kolejnego stanu niewolniczego. W tej izbie amerykańskiego parlamentu każdy stan ma po dwóch przedstawicieli, dlatego ich liczba odgrywała wielką rolę.

            Kompromis wyciszył konflikt, ale nie na długo. Działalność abolicjonistów nasilała się, sprzeciw Północy wobec instytucji niewolnictwa narastał, więc problem wciąż był żywy.  Ujawniło się to ponownie, kiedy w wyniku wojny z Meksykiem Stany Zjednoczone zyskały nowe terytoria na zachodzie. Przyszłe mocarstwo dotarło do Pacyfiku, ale wstrząsnął nim spór o status niewolnictwa w stanach, które trzeba było teraz stworzyć. Rezultatem był kolejny kompromis, ustanowiony w 1850 r., który uznał utworzoną wówczas Kalifornię za stan wolny, a resztę obszarów zagarniętych pokonanemu sąsiadowi za stany niewolnicze. Zaostrzono też przepisy o ściganiu zbiegłych niewolników, co było ukłonem w stronę Południa, ważnym wobec faktu, że przyjęcie Kalifornii jako wolnej naruszało „kompromis Missouri”. Nie powstrzymało to jednak wzrostu nienawiści po obu stronach.

            W latach 50. pojawiła się zatem alternatywna idea, a jej głównym promotorem był demokratyczny senator Stephen Douglas. Ten ambitny polityk zakładał rozwiązanie konfliktów wokół położenia czarnych za pomocą tak zwanej „doktryny suwerenności ludowej”. Koncepcja zakładała, że o tym czy stany przyłączane do Unii będą wolne, czy niewolnicze mieli zdecydować mieszkańcy tych obszarów w myśl idei suwerenności narodu. Na pierwszy rzut oka pomysł może wydawać się racjonalny, ale Douglas nie docenił determinacji obu stron konfliktu. Coraz bardziej sfanatyzowani  działacze przeciwko niewolnictwu, zamierzali powstrzymać jego poszerzanie się na nowe obszary bez względu na cenę.

            Kiedy więc w 1854 r. przyjęto będącą „dzieckiem” Douglasa Ustawę Nebraska-Kansas Północ wybuchła wściekłością. Nowe prawo przyjmowało bowiem zasadę suwerenności ludowej dla terytoriów Kansas i Nebraska, które w przyszłości miały stać się pełnoprawnymi stanami. W rezultacie obie strony rozpoczęły akcję osiedleńczą mającą na celu przegłosowanie drugiej strony. Rychło przerodziła się ona w krwawe starcia pomiędzy ruchem „freesoilerów” – przeciwnych niewolnictwu, a pochodzącymi z Południa „łotrami pogranicza”. W wydarzeniach tych, które przeszły do historii jako „Krwawiące Kansas” w latach 1854-1859 zginęło kilkadziesiąt osób, a kilkaset zostało rannych. Obie strony nie przebierały w środkach, a ich działalność nosiła czasem znamiona pospolitego bandytyzmu.

            Walka o kontrolę nad władzami przyszłego stanu i statusem niewolnictwa na jego terenie przeniosła się na poziom ogólnokrajowej polityki. Do gorszących scen doszło w Senacie, kiedy to Charles Sumner – jeden z liderów politycznych środowisk przeciwnych niewolnictwu – po wygłoszeniu mowy oskarżającej Południe o rozlew krwi w Kansas, został zaatakowany i brutalnie pobity przez senatora Prestona Brooksa z Południa. Bójka w parlamencie była dowodem upadku kultury politycznej i pokazuje jak wielkie emocje budziło niewolnictwo. Przyczyniła się też do pogłębienia rozwarstwienia między dwoma częściami kraju. Brooks został na Północy okrzyknięty nieomal bandytą, dla Południa zaś został bohaterem. Sumner długo nie mógł wrócić do zdrowia, pozostał jednak czołową postacią abolicjonistów w kręgach elit politycznych. Jak łatwo się domyśleć w sytuacji wzrastającej nienawiści zanikały postawy otwartości na dialog i kompromis.

            Ustawa o Kansas i Nebrasce, a także wydarzenia określone jako „Krwawiący Kansas” stały się jedną z najważniejszych bezpośrednich przyczyn wojny secesyjnej. Postawy kompromisowe traciły poparcie, a dwie istniejące partie – Demokraci i Wigowie – skłóciły się wewnętrznie na osi Północ-Południe, doprowadzając do załamania systemu partyjnego. Na jego gruzach powstała Partia Republikańska, ale miała ona poparcie prawie wyłącznie na Północy, podczas gdy Partia Demokratyczna została zepchnięta na Południe. Jakie miało to znaczenie? Wrócę do tego w dalszej części tekstu.

            Poza tym wszystkim wielu uważa zamieszki w Kansas za pierwszy akt najkrwawszej wojny w historii Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie Kansas został przyjęty do unii jako stan wolny 1861 r., Nebraska zaś dopiero po zakończeniu wojny. W okresie tego wielkiego konfliktu na terenie Kansas toczyły się zacięte walki partyzanckie. 

 

Ruch abolicjonistyczny i John Brown

            Niewolnictwo budziło spory od dawna. Nie dziwi więc powstanie ruchu dążącego do jego zniesienia. Jako pierwsi sztandar abolicjonizmu – bo tak została nazwana walka o likwidację niewolnictwa – podnieśli kwakrzy. Była to radykalna sekta chrześcijańska, która już w XVII w. odrzucała możliwość podporządkowywania innych ze względów religijnych. Prześladowani w rodzimej Anglii, ortodoksyjni w doktrynie, pacyfistyczni idealiści dążący do równości wszystkich ludzi, stanowili grupę w poważnym stopniu mniejszościową i jako taka nie mogli rzucić niewolnictwu skutecznego wyzwania. Niemniej to oni zostali „ojcami abolicjonizmu”, dając światu ideę, której słuszności nie da się zakwestionować. Ruch mógł być skutecznym dopiero w drugiej połowie XVIII w., kiedy kwakrów poparli ludzie spoza tej sekty, a zwłaszcza Brytyjczycy Thomas Clarkson (po latach na jego pogrzebie kwakrzy zdjęli nakrycia głowy, co było historycznym gestem, którego wcześniej nie wykonywali nigdy), Granville Sharp czy William Wilberforce, a we Francji słynny Marie Joseph de La Fayette. Do działań europejskich abolicjonistów zaliczała się agitacja publiczna, za pomocą prasy i spotkań dyskusyjnych, bojkot cukru z kolonii (niewolnicy w Imperium Brytyjskim często pracowali na plantacjach trzciny cukrowej i przy wytwarzaniu cukru z tego surowca) oraz kampania polityczna.

            Pod koniec XVIII i na początku XIX stulecia abolicjonizm osiągnął poważne sukcesy. W 1833 zakazano niewolnictwa w części kolonii brytyjskich, a ostatecznie zlikwidowano je w 1843 r. Jeden z tamtejszych abolicjonistów, w reakcji na te decyzje, publicznie dokonał pierwszego od lat posłodzenia herbaty kończąc bojkot cukrowy. We Francji niewolnictwo zniesiono stopniowo. W 1794 zakazano Francuzom handlu niewolnikami, ale przepis ten zniósł Napoleon Bonaparte, pragnąc zdobyć przychylność bogatych kręgów gospodarczych. Ostatecznie niewolnictwo zniesiono we Francji i jej koloniach w 1848 r.

            W Stanach Zjednoczonych sprawa była zdecydowanie bardziej skomplikowana, co już nakreśliłem wcześniej. Niemniej stany północne kolejno zakazywały niewolnictwa na swoim terenie, co ukształtowało opisaną już sytuację podziału kraju według stosunku do tej haniebnej instytucji.

            Wyjątkowość sytuacji w Stanach Zjednoczonych przyczyniła się do powstania specyficznych metod działania abolicjonistów. Aktywiści stworzyli system pomocy niewolnikom w ucieczkach na Północ. Słynna „kolej podziemna” stanowiła tajny szlak przemytu, którym czarni z pomocą abolicjonistów opuszczali swoich oprawców. Działalność taka budziła gniew Południa, które walczyło o zaostrzenie przepisów o zbiegłych niewolnikach, domagając się jednocześnie karania białych pomagających w ucieczkach. 

            Niestety, także abolicjonistów nie można ocenić wyłącznie na osi dobro-zło. Wielu z nich przyjęło bowiem postawy fanatyczne, co przejawiało się podczas opisywanych wydarzeń w Kansas. Jednym z najbardziej aktywnych członków tej grupy był John Brown. Jego działalność w okresie „Krwawiącego Kansas” sprawiła, że był postacią kontrowersyjną nawet na Północy.

            W październiku 1859 r. Brown na czele grupy zwolenników podjął próbę wywołania powstania niewolników w stanach południowych. W tym celu najechał na miasteczko Harpers Ferry w południowym stanie Wirginia. Akcja zakończyła się fiaskiem wobec braku poparcia ze strony niewierzących w sukces niewolników. Oddział abolicjonistów został otoczony przez stanową milicję i oddział federalny dowodzone przez przyszłego wodza Konfederatów – Roberta Lee. Po krótkiej walce część uczestników akcji uciekła, a inni zginęli lub zostali wzięci do niewoli. Wśród tych ostatnich znalazł się John Brown. Abolicjonista został skazany na śmierć. Wyrok wykonano 2 grudnia 1859 r. Brown nie próbował ratować życia. Podczas procesu ogłosił, że nie ma wyrzutów sumienia i wykonywał wolę Boga.

            Akcja Browna i jego egzekucja wywołała wielkie wrażenie w całym kraju. Umiarkowani politycy Północy, w tym przyszły prezydent Abraham Lincoln potępili działania Browna jako awanturnicze. Nastroje społeczne okazały się jednak znacząco odmienne. Opinia publiczna uznała niefortunnego powstańca za bohatera. Jego czyny opiewali poeci, a w roku 1861 powstał tekst do słynnej piosenki „John Brown’s body” („Ciało Johna Browna”), która stała się pieśnią marszową armii Unii. Wielu lokalnych duchownych odprawiało nabożeństwa ku jego czci i nakazywało bicie w dzwony. Jest to niewątpliwie kolejny argument przeciw tezie o ograniczonym wpływie niewolnictwa na wybuch wojny.

            Południe zareagowało przeciwnie, co w tym kontekście nie może dziwić. Brown uznany tam został za zbrodniarza, a reakcja północnej opinii za dowód niechęci drugiej części kraju i fanatycznego abolicjonizmu. Co gorsza, powstało niezgodne z prawdą przekonanie na temat postaw elit politycznych Północy wobec tej akcji, które zachowały przecież daleko idący sceptycyzm.

W sumie cała akcja pogłębiła rozdźwięki między dwoma częściami jednego kraju. Powstanie Browna i „Krwawiący Kansas” zamieniły konflikt w otwartą nienawiść. Drzwi do kompromisu przymykały się coraz bardziej. Sytuację pogorszył jeszcze finał sprawy Dreda Scotta.

 

Dred Scott. Domena publiczna.

Sprawa Dreda Scotta

            Nigdy los niewolnika nie wzbudził w Stanach Zjednoczonych takich emocji, jak historia Dreda Scotta. Scott był niewolnikiem, który wraz ze swoim właścicielem przebywał długotrwale na terenie stanu wolnego. Ponieważ zgodnie z obowiązującym prawem każdego dotyczy prawo stanu, na terenie którego przebywa, po powrocie w 1846 r. Scott zaskarżył swojego właściciela, twierdząc, że w tej sytuacji powinien zostać uznany za wolnego człowieka. Tak rozpoczęła się jedna z najsłynniejszych batalii sądowych w historii.

            Sądy niższej instancji wydały niejednoznaczne wyroki. Wieloletnia sprawa musiała się więc zakończyć przed obliczem Sądu Najwyższego. Dla abolicjonistów Scott stał się bohaterem. Jednym z prawników, którzy udzielili mu wsparcia był Montgomery Blair – członek potężnej rodziny Blairów, która walnie przyczyniła się do powstania przeciwnej niewolnictwu Partii Republikańskiej, później minister w gabinecie Abrahama Lincolna.   

            Sprawa rozpaliła emocje w obu częściach kraju. Oczywiście Północ stała po stronie niewolnika. Sąd Najwyższy rozpoczął pracę nad skargą w 1856 r., a w marcu kolejnego roku wydał wyrok. Ówczesny prezes tej instytucji, Roger Taney, uważany zresztą za wybitnego prawnika, postawił dwa kluczowe jego zdaniem problemy prawne.  Po pierwsze: czy sprawę powinno się rozstrzygnąć w oparciu o prawo stanowe, czy na podstawie federalnego kompromisu z Missouri. Po drugie: czy Scott jako Afroamerykanin ma w ogóle prawo do procesu. W drugiej sprawie Taney nie pozostawił wątpliwości. Czarny niewolnik nie miał, według Sądu, prawa do procesu ani innych swobód obywatelskich. Z tego punktu widzenia jego skarga była od początku bezpodstawna. Jedyną regulacją, która go praktycznie dotyczyła, było prawo własności z niewolnikiem sprowadzonym do roli przedmiotu.

            Co do pierwszej kwestii, Taney stwierdzał, że niewolnictwo może być rozstrzygane tylko na gruncie prawa stanowego i wszelkie przepisy federalne go dotyczące są nielegalne. Regulacje te miały zastosowanie także wobec kompromisu z Missouri i ustawy Kansas-Nebraska. Niweczyło to wszelkie próby ogólnokrajowego rozwikłania tej kwestii i było całkowicie zbieżne z oczekiwaniami i poglądami Południa.

            Interpretacja Taneya została przyjęta w głosowaniu stosunkiem 7:2 i ogłoszona w 1857 r. Orzeczenie de facto oznaczało, że  nie można było przyznać czarnym jakichkolwiek praw obywatelskich w sposób zgodny z ustawą zasadniczą. Abolicjoniści i zwolennicy Partii Republikańskiej jawili się w tym świetle jako przeciwnicy konstytucyjnego prawa własności, a ich program stawał się sprzeczny z prawem. Być może jednak bezwzględne przyznanie prymatu prawu stanowemu było największym problemem tego werdyktu. Oto wszystkie próby kompromisowego rozwiązania problemu niewolnictwa stawały się niemożliwe.

            Zaprzysiężony dwa dni przed ogłoszeniem wyroku, ówczesny prezydent James Buchanan, podczas swojej inauguracyjnej mowy zapowiedział uznanie decyzji Sądu i wyraził nadzieję, że wyciszy ona spory. Skutek był odwrotny. Co więcej, Buchanan, jako polityk z ramienia Partii Demokratycznej, której oparciem było Południe, został rychło oskarżony o to, że znał orzeczenie przed jego ogłoszeniem, co byłoby skandalicznym naruszeniem prawa. Niezależnie od tego czy tak było w istocie, jego kalkulacje okazały się całkowicie błędne. Zresztą w ogóle był to polityk przeciętny i nieposiadający cech męża stanu. W 1860 r. postanowił nie ubiegać się o reelekcję i zniknął w pomroce dziejów.

            Orzeczenie, które można uznać za najbardziej haniebne w historii amerykańskiego Sądu Najwyższego, wywołało euforię na Południu i gniew na Północy. Dla stanów niewolniczych Roger Taney stawał się bohaterem. Tymczasem przeciwnicy niewolnictwa ubolewali nad pogorszeniem się położenia ludności czarnoskórej. Sąd stanął jednoznacznie po jednej ze stron zaostrzającego się sporu, doprowadzając poziom emocji wokół niewolnictwa do wrzenia. Decyzja Sądu Najwyższego z całą pewnością była głęboko niemoralna, z prawnego punktu widzenia jej uzasadnienie jest wysoce wątpliwe. Jako taka stała się jedną z najważniejszych bezpośrednich przyczyn wojny secesyjnej. Lincoln stwierdził na wieść o wyroku, że „los czarnych nigdy nie był tak beznadziejny, a ich status społeczny gwałtownie się pogorszył”. Jego pogląd jest reprezentatywny dla sposobu myślenia Północy.

            Wyrok wobec Scotta uniemożliwiał jakikolwiek dialog. Delegalizował kompromisy, zarówno obowiązujące, jak i przyszłe. Przyczynił się do załamania systemu politycznego i partyjnego, a rozłam w sprawie niewolnictwa zamienił w przepaść. W tym sensie można uznać Rogera Taneya i tych członków Sądu, którzy podzielili jego interpretację, za częściowo winnych rzezi, która miała nastąpić.

 

Rozpad systemu partyjnego

            Praktykowana od zarania amerykańskiej demokracji większościowa ordynacja do ciał przedstawicielskich skutkowała tym, że od samego początku świeżo ukształtowany system partyjny zdominowany był przez dwa ugrupowania. W latach trzydziestych XIX w. scena polityczna została opanowana przez Partię Demokratyczną i Partię Wigów. Ich stosunek do niewolnictwa był niejednoznaczny i w obu partiach występował podział frakcyjny w tej sprawie. Frakcje złożone z polityków północnych były przeciwne niewolnictwu, odwrotnie ugrupowania południowe.      Charakterystyczna była sytuacja u wigów, gdzie przeciwnicy tej instytucji określali się mianem „wigów sumienia”, a ich przeciwnicy „wigów bawełny”. Ugrupowanie to było silniejsze na Północy, przez co frakcja „sumienia” pozostawała silniejsza. Obie partie miały jednak sympatyków w obu częściach coraz bardziej skłóconego kraju, przez co były powszechnie uznawane jako polityczna reprezentacja społeczeństwa.

            Ustawa o Kansas-Nebrasce i późniejsze wydarzenia spowodowały całkowite załamanie tego stanu rzeczy. Spory wokół niewolnictwa przeobraziły frakcyjne różnice w bezpardonową walkę polityczną wewnątrz partii. W 1854 r. Wigowie, nie mogący dogadać się w sprawie niewolnictwa, rozlecieli się w drobny mak, a ich partia de facto przestała istnieć. Tego samego roku abolicjoniści zorganizowali szereg demonstracji, często o masowym charakterze, które ujawniły potrzebę powstania silnej partii o antyniewolniczym programie. Spór o niewolnictwo wstrząsnął także Demokratami i ta formacja podzieliła się na trzy części. Pierwsza zgromadziła zwolenników niewolnictwa z dawnych kadr partyjnych i „wigów bawełny”. Druga utworzyła separatystyczną, północną Partię Demokratyczną stawiającą na „suwerenność ludową”, trzecia zaś przyłączyła się do „wigów sumienia” i działaczy abolicjonistycznych budujących nową formację.

            Polityczną decyzję o tworzeniu nowej partii podjęto w waszyngtońskiej willi rodziny Blairów. Jej głowa, Francis Preston Blair, długo był antyniewolniczym Demokratą, który przeszedł do powstałej w 1848 r. Partii Wolnej Ziemi. Ugrupowanie to próbowało stworzyć „trzecią siłę” o abolicjonistycznych poglądach, ale nie miało szansy przebić się przez istniejący duopol.

Podczas tego i następnych spotkań ustalono powołanie do życia nowej formacji – Partii Republikańskiej – zrzeszającej antyniewolniczych Demokratów i Wigów, abolicjonistów z Partii Wolnej Ziemi i pomniejsze środowiska o konserwatywnym i „północnym” charakterze. Silne wsparcie dla formacji stanowiły popierające protekcjonistyczną politykę celną kręgi gospodarcze Północy. W sumie nowa partia była umiarkowanie konserwatywna, antyniewolnicza i popierała rozwój gospodarczy w duchu trwającej rewolucji przemysłowej. Siłą rzeczy reprezentowała wyłącznie Północ, a zwłaszcza jej elity. Na Południu nie powstały żadnej jej struktury, zresztą nawet gdyby ktoś tam podjął takie próby, władze tamtejszych stanów zwalczyłyby je z całą surowością.

            Republikanie od początku byli obiektem nienawiści drugiej części kraju. Choć wielu jej polityków prezentowało umiarkowane poglądy i w swej walce z niewolnictwem dopuszczali kompromisowe rozwiązania na kształt tych z lat 1820 i 1850, na Południu postrzegani byli przez pryzmat Browna i jemu podobnych: jako oczadziali fanatycy nienawidzący Południa i południowych wartości. Jednocześnie skłócona Partia Demokratyczna zamknęła się na Południu.

            Trudno przecenić znaczenie tych faktów dla wybuchu wojny domowej. Oto dwie partie, które z problemami, ale jednak cieszyły się uznaniem w całym kraju, zostały zastąpione podziałem partyjnym ściśle pokrywającym się z antagonizmem Północ-Południe. Było jasne, że wobec zwycięstwa którejś z nich, druga strona poczuje się śmiertelnie zagrożona. A przecież demokracja działa dopóki, dopóty przegrywający wybory uznaje swoją porażkę.

 

William Seward. Jeden z liderów Partii Republikańskiej. Domena publiczna.

Abraham Lincoln i wybory w 1860 r.

            Pierwszym kandydatem Republikanów na najwyższy urząd w państwie był John Fremont. Nominat świeżej partii przegrał z Jamesem Buchananem, który był politykiem proniewolniczym, choć jednocześnie zwolennikiem silnego rządu federalnego. Wywodził się z Partii Demokratycznej. Fremont zdobył sporo głosów (ok. 1/3), ale nie miał szans na zwycięstwo wobec dwustopniowych, obowiązujących do dziś, zasad wyboru, w których kluczową rolę odgrywa Kolegium Elektorskie. Jego szanse osłabiał fakt, że głosowała na niego wyłącznie Północ. Wybory te pozwoliły jednak Republikanom na wyciągnięcie wniosków na przyszłość.

            Kandydat na kolejną elekcję miał zostać wybrany podczas konwencji Partii w Chicago, w 1860 r. Głównym kandydatem był William Seward. Ten były gubernator Stanu Nowy Jork i urzędujący senator uważany był za murowanego faworyta. Nieugięty przeciwnik niewolnictwa, był doświadczonym i charyzmatycznym politykiem o szerokich horyzontach intelektualnych. Poza nim uważano, że liczyć się będą Salmon Chase i Edward Bates. Oprócz tych polityków wystartowało kilku innych, których głównym celem  było przehandlowanie swojego politycznego poparcia dla określonego kandydata w zamian za obietnicę stanowiska w gabinecie utworzonym po ewentualnym zwycięstwie. W tej grupie znajdował się Abraham Lincoln.

            Głosowanie na Konwencji miało jednak niecodzienny przebieg. Wbrew oczekiwaniom Seward nie został szybko wybrany. Walka o nominację się przeciągała, a kolejni najsłabsi kandydaci oddawali swe poparcie… Lincolnowi. Działo się tak dlatego, że choć Seward był najbardziej wyrazistą postacią partii i cieszył się powszechnym szacunkiem jej aktywu, jednocześnie był uważany za przedstawiciela skrzydła radykalnego. Fakt ten pokazuje jak bardzo Południe myliło się w ocenie Republikanów jako ociekających krwią abolicjonistycznych fanatyków. Seward potępił Browna. Jego sprzeciw wobec niewolnictwa był jedynie bardziej kategoryczny niż większości opinii publicznej na Północy, ale jednocześnie odrzucał przemoc. Ten polityk posunął się nawet do słusznego poniekąd stwierdzenia, że niewolnictwo jest niemoralne i jako takie powinno zostać zwalczone nawet jeśli jest legalne. Prawo moralne stoi bowiem wyżej od pisanego. Jego wybór budził obawę elit partyjnych na czele z rodziną Blairów. Wyciągnęli oni bowiem wniosek z wyniku Fremonta. Jeśli Republikanie marzą o zwycięstwie, muszą zdobyć wszystkie głosy stanów północnych. A szansę na to miałby tylko polityk umiarkowany. Sewardowi przeszkodziła też pewność siebie, bo w kluczowych miesiącach przed wyborem nominata zaniedbał agitację wśród członków ugrupowania. W rezultacie Chicago było świadkiem wielkiej politycznej sensacji. Abraham Lincoln, polityk z drugiego szeregu, nie piastujący w tym momencie żadnego państwowego stanowiska, został kandydatem Partii Republikańskiej, pokonując błyskotliwego Sewarda.

            Lincoln nie był czołową postacią amerykańskiej polityki, ale niesprawiedliwością byłoby go oceniać jako człowieka z przypadku. W polityce działał od lat trzydziestych. W 1834 r. został wybrany do legislatury stanu Illinois, a potem skutecznie ubiegał się o reelekcję. Związał się z Partią Wigów i jako polityk tej formacji w 1846 r. dostał się do Izby Reprezentantów. Po 1848 r. wycofał się z życia politycznego na skutek nieudanej próby uzyskania stanowiska w administracji wigowskiego prezydenta Zachary’ego Taylora i zajął się praktyką prawniczą. Od połowy lat pięćdziesiątych znów był aktywny politycznie. W 1855 r. przegrał wybory do Senatu. Podczas procesu rozpadu dotychczasowej sceny politycznej Lincoln związał się najpierw z grupą „wigów sumienia”, a potem dołączył do nowej Partii Republikańskiej. W 1858 r. znów wystartował do Senatu, a jego rywalem był nie byle kto, bo autor koncepcji „ludowej suwerenności” – Stephen Douglas. Lincoln wyzwał rywala na cykl debat, na co ten się zgodził.

            Siedem dyskusji, które toczyły się od sierpnia do października 1858 r. odbiło się szerokim echem w całym kraju. Przyczyną tego był główny temat sporu: kwestia niewolnictwa, paląca po wyroku w sprawie Scotta i w trakcie wydarzeń w Kansas. Wybory do Senatu znów zakończyły się porażką Lincolna, ale polityk ten zyskał rozgłos w całym kraju. Stało się tak z dwóch powodów. Po pierwsze przyszły prezydent wykazał się dużymi zdolnościami oratorskimi i był dla doświadczonego Douglasa trudnym przeciwnikiem. Po drugie Lincoln zaprezentował się jako przeciwnik niewolnictwa, ale zarazem polityk umiarkowany. Postulował bowiem wygaszenie niewolnictwa stopniowo, czyli jego uwiąd na skutek powstrzymania poszerzania na inne stany. Taka postawa reprezentowała zdanie większości na Północy, która uważała niewolnictwo za niemoralne, ale daleka była od fanatyzmu Browna i jemu podobnych. Paradoksalnie przegrana z 1858 r. otworzyła Lincolnowi drogę do nominacji prezydenckiej. Dostrzeżono w nim bowiem człowieka zdolnego, by zebrać wszystkie północne głosy w Kolegium Elektorskim, a jak wspomniałem, była to jedyna szansa na zwycięstwo Republikanów.

            Nowej partii pomogło rozdrobnienie potencjalnych rywali. Przeciwko Lincolnowi wystartowało aż trzech kandydatów. Partia Demokratyczna się rozpadła i wystawiła dwóch konkurujących polityków. Działacze z Południa poparli urzędującego wiceprezydenta Johna Breckinridge’a, podczas gdy delegaci północni wystawili Stephena Douglasa. Trzecim kandydatem był John Bell z Konstytucyjnej Partii Unii – dość hermetycznej formacji złożonej z dawnych „wigów bawełny”, którzy w programie tematu niewolnictwa nie podejmowali w ogóle, zachowując postawę charakterystyczną dla okresu sprzed 1850 r. Poparcie ugrupowanie zdobyło głównie w „stanach granicznych” gdzie istniało niewolnictwo, ale zarazem niewielka była akceptacja dla secesji.

            W głosowaniu sukces osiągnął Lincoln – zarówno jeśli chodzi o poparcie powszechne, jak i Kolegium. Na Republikanina zagłosowało około 40 % Amerykanów co przełożyło się na 180 głosów spośród 303. elektorów. Douglas otrzymał 29,4 %, ale ponieważ byli to wyborcy głównie ze stanów pogranicznych i Północy gdzie wygrał Lincoln przełożyło się to na zaledwie 12. elektorów. 72. elektorów pozyskał Breckinridge, którego wsparło Południe (18,1% głosów), a 39. Bell (12,6%). Lincoln zwyciężył, bo po pierwsze zdobył wszystkie stany Północne, a po drugie jego rywale byli podzieleni. 

 

Mapa wyborcza przedstawiająca wyniki głosowania w 1860 r. Domena publiczna.

Secesja

            Na Południu wynik wyborów przyjęto z oburzeniem. Lincolna wbrew prawdzie postrzegano jako fanatyka, a jego zwycięstwo odbierano jako wyzwanie. Gubernator Karoliny Południowej już przed wyborami groził, że jego stan wystąpi z Unii jeśli Republikanin zostanie głową państwa. Terytorium to miało już zresztą doświadczenie w wyrażaniu tendencji separatystycznych. W 1832 r. na skutek polityki celnej rządu ówczesnego prezydenta Andrew Jacksona, legislatura tego stanu ogłosiła jej unieważnienie i wystąpienie z federacji. Jackson zareagował zdecydowanie. Przez Kongres przeprowadził prawo zezwalające mu na użycie siły wobec buntowników. Na skutek zdecydowania władz centralnych i braku poparcia ze strony innych stanów Południa w 1833 r. kryzys zażegnano i do secesji nie doszło. Prezydent Jackson – uważany zresztą za jednego największych przywódców swego kraju – kasandrycznie przewidywał, że „cła były tylko pretekstem, lecz wystąpienie z Unii i Konfederacja Południa są prawdziwym celem, następnym razem będzie to sprawa Murzynów, albo niewolnictwa”.

            Kolejna koncepcja secesji narodziła się w 1846 r. we wspomnianym już kontekście nabycia obszarów od Meksyku. Odbyła się nawet konwencja stanów dążących do zerwania unii, ale spór raz jeszcze rozwiązano „kompromisem 1850 r.”.

            W 1860 r. sytuacja była jednak zdecydowanie poważniejsza. Prezydentem nie był charyzmatyczny i zdeterminowany Jackson, tylko miałki i pozbawiony większych talentów Buchanan. Co więcej, przez kilka miesięcy pomiędzy wyborami, a zaprzysiężeniem Lincolna, jego poprzednik wciąż sprawował władzę ale brak mandatu demokratycznego osłabiał go politycznie. W rezultacie secesjoniści mogli liczyć na niezdecydowaną reakcję władz federalnych.

            17 grudnia w Charleston Karolina Południowa ogłosiła, to co zapowiedziała. Wyszła z Unii. Na początku następnego roku Stany Zjednoczone zostały opuszczone przez kolejne stany (Missisipi, Floryda, Alabama, Georgia, Luizjana i Teksas). Wiosną, po inauguracji 4 marca 1861 r., Lincoln przystąpił do zdecydowanego działania i wezwał stany do powołania milicji w celu stłumienia powstania. Wówczas część wahających się stanów dołączyło do secesji (Wirginia, Arkansas, Karolina Północna i Tennessee). W lutym secesjoniści utworzyli nowe państwo – Skonfederowane Stany Ameryki. Prezydentem został Jefferson Davies, wiceprezydentem Aleksander Stephens.

            Rozpad Stanów Zjednoczonych stał się faktem.

 

Wojna

            Północ zdeterminowana była utrzymać jedność choćby siłą. Lincoln już w swojej mowie inauguracyjnej przedstawił zręby północnej interpretacji ostatnich wydarzeń. Uznał, że secesja była nielegalna, bo bezprawne było zerwanie Unii. Była ona związkiem wieczystym, a stany nie miały prawa go zerwać. Taka postawa, reprezentatywna dla Północy, wynikała z jej przywiązania do rządu federalnego. Południe uznało, że może opuścić wspólne państwo, bo nadrzędną władzę mają poszczególne stany. Z prawnego punktu widzenia Północ uzasadniała wojnę nielegalnością działań Konfederatów.

            Tymczasem rozpoczęła się walka o przynależność stanów granicznych, gdzie przenikały wpływy obu stron;. Ich sytuacja była dość specyficzna. Obszary w ich północnej części i te, na których nie istniały sprzyjające warunki do uprawy bawełny najczęściej podzielały poglądu rządu federalnego. Pozostałe ziemie przeciwnie.

            Problemem była postawa Missouri, Marylandu, Delaware, Kentucky i Wirginii. W Missouri i Kentucky powstały obok siebie dwa rządy – jeden konfederacki i drugi unijny, ale lojaliści mieli szersze poparcie społeczne. Delaware ostatecznie opowiedziało się za Północą, choć niewolnictwo utrzymano tam do końca wojny. Ta pozorna sprzeczność wynikała z niewielkiej liczby niewolników żyjących na tym obszarze. W stanie Maryland doszło do rozłamu. Gubernator pragnął secesji, legislatura stanowa była przeciw. Dużą rolę w utrzymaniu szerokiego poparcia dla Unii na tym obszarze odegrał Francis Preston Blair, związany z tym stanem i cieszący się w nim dużym autorytetem. Ostatecznie rozłam zakończyły wojska Unii. Wirginia, jak wspomniałem, dołączyła do secesji w drugim rzucie. Ale północno-zachodnie hrabstwa tego stanu były innego zdania. Niewolnictwa tam prawie nie było, a związki z Północą silniejsze. W rezultacie obszary te wystąpiły z rodzimego stanu i przyłączyły się do Unii. Z czasem zamieniono ten obszar w nowy stan – Wirginię Zachodnią.

            Pomimo widocznej determinacji obu stron każdy wzbraniał się przed rozpoczęciem wojny. Pierwsze strzały padły w styczniu 1861 r., kiedy nieuzbrojony statek handlowy wiozący zaopatrzenie do federalnego Fortu Sumter w Karolinie Południowej został zaatakowany przez stanową artylerię. Nie było ofiar, okręt zawrócił. Choć sytuacja Fortu była trudna – brakowało żywności – Południe czekało z atakiem aż do kwietnia. Na początku tego miesiąca, świeżo zaprzysiężony Lincoln nakazał wysłanie kolejnych statków z zaopatrzeniem. Miały one jednak nie podejmować walki. Prezydent nie chciał wojny. Co więcej, o tych krokach rząd poinformował zbuntowanego przecież gubernatora stanu. Choć zamierzano utrzymać Unię za wszelką cenę, nikt tak naprawdę nie chciał rozlewu krwi. Na wieść o tym milicja stanowa zbuntowanej Karoliny zażądała kapitulacji Fortu, a gdy jego dowódca odmówił, rozpoczęła ostrzał. Żołnierze federalni odpowiedzieli ogniem. Jednak, na skutek złego wyszkolenia obsługi, armaty strzelały niecelnie. Po dwóch dniach wymiany ognia Fort Sumter skapitulował, a jego załodze pozwolono odejść na tereny stanów wiernych wobec rządu. Nie było ofiar śmiertelnych. Tak rozpoczęła się straszliwa wojna.

            Do wojny secesyjnej doszło na skutek splotu szeregu okoliczności, do których zaliczyć należy problem suwerenności stanów, kwestie gospodarcze, różnice społeczne i stylu życia pomiędzy Południem, a Północą. Wszystkie te zagadnienia przenikały się i splatały z problemem niewolnictwa, które z tego powodu uznać trzeba za najważniejszą przyczynę konfliktu. Ono właśnie uczyniło tę wojnę tak brutalną i zarazem trudną do zakończenia.

            Pozostaje pytanie: kto miał rację w rozpoczynającej się wojnie? Konflikt podzielił społeczeństwo, a niekiedy rodziny. Zdarzały się przypadki rodzeństwa walczącego po przeciwnych stronach. Przyjaciele walczyli we wrogich armiach, co najbardziej widoczne było wśród kadry oficerskiej. Dowódcy, którzy teraz stali po dwóch stronach barykady, niemal w komplecie swoje żołnierskie szlify zdobywali walcząc razem przeciwko Meksykowi i Indianom. W tej sytuacji żadna ze stron nie miała czystych rąk i nie da się tej wojny rozpatrywać przez pryzmat prostego konfliktu dobra ze złem. Nie ulega jednak wątpliwości, że Północ, jako walcząca przeciwko niewolnictwu i stanowym separatyzmom, musi budzić więcej sympatii. Jej zwycięstwo stworzyło podwaliny pod nowoczesne Stany Zjednoczone, utrwalając amerykańską demokrację. Południe, broniąc niemoralnego niewolnictwa, stało niejako na straży porządku odchodzącego w przeszłość.

            Wojna zniszczyła niewolnictwo, utrwaliła istnienie Stanów Zjednoczonych i ich ustroju politycznego. Jednak ciała poległych zalegające na polach pod Gettysburgiem, Fredericksburgiem, Petersburgiem i w innych miejscach krwawych bitew rozpoczętej wojny stanowią niezwykle wysoką cenę tego zwycięstwa.

Autor: Michał Górawski

 

Bibliografia:

 

1. Korusiewicz L., Wojna secesyjna 1860-1865, Warszawa, 1985

2. Korusiewicz L., Abraham Lincoln, Warszawa, 1975

3. Goodwin D., Team of Rivals: The Political Genius of Abraham Lincoln, Nowy Jork, 2005

4. Rozbicki M., Narodziny narodu : historia Stanów Zjednoczonych do 1861 roku, Warszawa, 1991

5. Banning L., Sheehan B., Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki T. 2. 1763-1848, Warszawa, 1995

6. Bartnicki A., Critchlow D., Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki T. 3. 1848-1917, Warszawa, 1995

7. https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1533975,1,jaki-byl-naprawde-abraham-lincoln.read [dostęp: 08.07.2021r.]

8. https://www.newsweek.pl/wiedza/historia/dlaczego-wybuchla-wojna-secesyjna/rqgm3n0 [dostęp: 08.07.2021 r.]

 

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz