niedziela, 26 grudnia 2021

Henryk VIII – kontrowersyjny monarcha

Henryk VIII. Domena publiczna.

              Henryk VIII – król Anglii w latach 1509-1547 – jest postacią tyleż fascynującą, co kontrowersyjną. Niewielu Anglików budzi tak wielkie emocje zarówno w swojej ojczyźnie, jak i na całym świecie. W kulturze masowej kojarzony głównie za sprawą swych licznych żon,  ich burzliwych, a często i tragicznych losów, poprowadził swój kraj ścieżką reformacji i według wielu położył podwaliny pod przyszłą wielkość swego państwa. Przez jednych postrzegany jako wybitny polityk, oceniany bywa także jako rozkapryszony tyran. Kim naprawdę był Henryk VIII, i jak sprawiedliwie ocenić tę postać?

 

Wczesne lata

            Henryk urodził się jako młodszy syn Henryka VII – wybitnego władcy, który zakończył rozrywające Anglię walki wewnętrzne znane jako „Wojna Dwóch Róż”. Pierwszeństwo do sukcesji miał zatem jego starszy brat Artur. Z  myślą o umocnieniu tronu dla swego starszego syna ojciec obu braci zaaranżował małżeństwo Artura z Katarzyną Aragońską – córką wybitnej hiszpańskiej władczyni Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego. Celem było utworzenie sojuszu Anglii i Hiszpanii. To drugie państwo niedawno ukształtowało się w spójną monarchię, po tym jak dzięki małżeństwu Izabeli i Ferdynanda doszło do połączenia Kastylii i Aragonii (było to królestwo obejmujące między innymi Katalonię) i teraz uważane było za wschodzącą europejską potęgę. Nadzieje te zostały zresztą szybko spełnione między innymi za sprawą kruszców pochodzących ze świeżo odkrytego Nowego Świata. W takich okolicznościach sojusz z tym krajem wydawał się rozsądnym posunięciem dla Anglii, zwłaszcza wobec niezabliźnionych jeszcze ran z wewnętrznych waśni.

            Niestety, plany Henryka VII pokrzyżowała szybka śmierć Artura. Przyczyny do dziś nie zostały przekonująco wyjaśnione. Historycy spierają się w tej kwestii – wśród hipotez pada kilka chorób, a nawet otrucie. W tej sytuacji nadzieje przetrwania i umocnienia monarchii zostały skierowane na młodszego z braci – Henryka. Co ciekawe, poza następstwem tronu Henryk po bracie odziedziczył także… żonę. Małżeństwo z bratem zmarłego męża było zakazane według obowiązującego prawa kanonicznego, z wyjątkiem sytuacji gdy małżeństwo nie zostało skonsumowane. Katarzyna do końca życia utrzymywała, że tak właśnie było, relacje źródłowe są sprzeczne. Wątpliwości posiadały także dwory angielski i hiszpański. Dlatego dyplomaci postarali się o specjalną papieską dyspensę, która rzeczywiście została udzielona. W rezultacie na początku 1509 r. tuż po śmierci ojca i objęciu tronu, Henryk VIII wstąpił w związek małżeński z Katarzyną Aragońską. Nikt nie mógł wtedy wiedzieć, że to właśnie z małżeńskich losów Henryk będzie najbardziej znany wśród potomnych.

 

Młody król i pierwsza żona

            Henryk VIII opisywany jest zwykle jako człowiek o szerokich horyzontach intelektualnych. Interesował się teologią i znał języki obce. Poza tym, był jednak typowym młodym arystokratą tamtych czasów, uprawiającym różne sporty i niestroniącym od rycerskich turniejów, które wobec zaniku znaczenia ciężkiej, feudalnej jazdy na polach bitew, stały się jedynie rodzajem rozrywki. Co ciekawe, w pierwszych latach panowania Henryk niechętnie brał osobisty udział w rządach. Nawą państwową kierowali wysocy rangą królewscy dostojnicy, wśród których na pierwszy plan szybko wysunął się inteligentny i kompetentny polityk Thomas Wolsey. Ten duchowny, wkrótce w randze kardynała, próbował wprowadzić Anglię do wielkiej europejskiej polityki. Z jego namową Henryk wszedł w układy sojusznicze przeciwko Francji, jednak nie przyniosło to Anglii wymiernych korzyści mimo dwukrotnego (1512-1514 i 1522-1525) udziału wojsk angielskich w kampanii po drugiej stronie Kanału La Manche. Udało się za to odnieść zdecydowane zwycięstwo nas tradycyjną sojuszniczką Francji – Szkocją. W 1513 r. Anglicy w jednej z największych z wielu bitew pomiędzy tymi narodami, pokonali Szkotów pod Flodden Field.  Podobnie jak w przypadku rządzenia państwem, Henryk nie dowodził armią osobiście, a zwycięstwo jest zasługą arystokraty Thomasa Howarda. Król przebywał zresztą w tym czasie we Francji. 

            W pierwszym okresie panowania dużo donioślejszą sprawą była jednak kwestia małżeństwa w Katarzyną Aragońską. Prawa Tudorów do angielskiego tronu były co najmniej wątpliwe, a  ojciec Henryka zdobył tron drogą zwycięskiej wojny, której decydującym momentem była bitwa pod Bosworth w 1485 r. Jednak na gruncie obowiązującego wtedy legitymizmu, opartego na pochodzeniu z królewskiego rodu i dziedziczenia rządów według kryteriów wyznaczanych przez genealogię, władza jego i następców mogła być łatwo podważona. Henryk VIII, mający tego pełną świadomość, słusznie uważał, że jedynie męski potomek może zapewnić ciągłość dynastii i stabilność polityczną Anglii.

Tak więc, wbrew obiegowym sądom, ukształtowanym w znacznej mierze przez kulturę popularną, chęć unieważnienia małżeństwa z Katarzyną nie była uwarunkowana miłością do        Anny Boleyn (choć samego faktu, iż Henryk darzył ją uczuciem nie należy wykluczać), tylko dążeniem do spłodzenia męskiego potomka, co miało kolosalne znaczenie polityczne. Tymczasem Katarzyna Aragońska choć kilkukrotnie była w ciąży, to tylko jedno z dzieci przeżyło – dziewczynka o imieniu Maria. Córka Henryka miała w przyszłości odegrać wielką rolę polityczną, ale na tym etapie król skoncentrowany był na możliwości spłodzenia syna. Sytuację królowej pogarszał jeszcze fakt, że według ówczesnych poglądów, za problemy z płodnością obwiniano wyłącznie kobiety. Przekonanie to było oparte między innymi na stanie wiedzy medycznej, który dalece odbiegał od współczesnego.

            Wobec rozczarowań w małżeństwie Henryk szukał pocieszenia u różnych kochanek, co zresztą nie było szczególnie niezwykłe u monarchów w tamtych czasach. Jedną z nich była Anna Boleyn. Ambitna i inteligentna potomkini średniej angielskiej szlachty zdobyła zainteresowanie króla. Jej pochodzenie nie było wadą, a wręcz atutem, ponieważ Henryk, o czym będzie jeszcze mowa, świadomie prowadził politykę wspierania średniej szlachty kosztem arystokratów, którym król nie ufał między innymi ze względu na fakt, że wielu z nich miało większe od Tudorów prawa do tronu.

            Sama Anna, powodowana ambicją, nie godziła się na status kochanki, dążąc do wymuszenia na Henryku unieważnienia małżeństwa z Katarzyną i zawarcia ślubu z nią. Henryk z całą pewnością był zauroczony urodziwą i inteligentną kobietą, ale najważniejszy był fakt, że wobec problemów małżeńskich Boleyn „spadła mu z nieba”. Oto pojawiła się alternatywa, dająca nadzieję na męskiego potomka zapewniającego ciągłość rządów rodu Tudorów.

            W rezultacie Henryk VIII podjął działania, które do historii miały przejść jako „Wielka królewska sprawa”, a które sprowadzały się do dążeń by unieważnić małżeństwo z Katarzyną z powodu wcześniejszego związku z bratem króla. Henryk, wbrew twierdzeniom małżonki, utrzymywał, że małżeństwo z Arturem zostało skonsumowane, co uniemożliwiałoby ślub z jego młodszym bratem. Co prawda papież udzielił specjalnej dyspensy, jednak Henryk był na tyle zdeterminowany, że posunął się nawet do kwestionowania uprawnień Ojca Świętego w tym zakresie.

            Należy przy tym pamiętać, że pomysł unieważnienia małżeństwa władcy nie był niczym nowym. W średniowiecznej i wczesnonowożytnej Europie zdarzało się to nierzadko. Oczywiście wymagało to stosownych wpływów na dworze papieskim. Mówiąc wprost, możliwość unieważnienia związku małżeńskiego przez władcę zależała od siły politycznego oddziaływania, a także od sieci międzynarodowych sojuszy. Henryk miał więc podstawy by przypuszczać, że niezależnie od prawdy na temat pierwszego małżeństwa Katarzyny, uda mu się uzyskać jego unieważnienie.

            Problem polegał na tym, że Katarzyna była spowinowacona z Habsburgami, którzy niedawno objęli rządy w Hiszpanii, a poza tym zajmowali też tron cesarski. Byli najpotężniejszą dynastią kontynentu. Implikowało to również rozległe wpływy na dworze papieskim. Jak łatwo się w tym kontekście domyślić, sprawa unieważnienia małżeństwa szła w tej sytuacji jak po grudzie. Najpierw dochodzenie wszczął kardynał Wolsey – szara eminencja dworu Henryka VIII w pierwszym okresie panowania. Jednak wobec uporu Katarzyny twierdzącej, że nie doszło do skonsumowania związku z Arturem, trzeba się było odwołać do autorytetu głowy Kościoła. W tym celu wysłano dwie misje do Rzymu. Dochodzenie Wolseya zakończyło się formalnie w 1527 r. bez wiążącej konkluzji.

            Na skutek działań habsburskiej dyplomacji jedynym ich skutkiem było zezwolenie kardynałom Wolseyowi i Lorenzo Campeggio na przeprowadzenie wspólnego dochodzenia. Główną rolę miał jednak odgrywać ten włoski duchowny (przybył do Anglii w 1528 r.), a papieskie pełnomocnictwa były bardzo ograniczone i nieznane nawet dla Wolseya. W tej sytuacji trudno mówić o czymś więcej niż pozorowanym działaniu. Co gorsza, i takie dochodzenie wywołało sprzeciwy hiszpańskiej dyplomacji. Ostatecznie, na skutek działań Karola V i manipulowanego przez niego papieża, misja zakończyła się kompletnym fiaskiem, a w 1529 r. Campeggio otrzymał rozkaz powrotu do Włoch.

            Klęska akcji unieważnienia małżeństwa spowodowała upadek wpływów Wolseya. Król najpierw pozbawił go wpływów i władzy, a potem oskarżył o zdradę i zamierzał osądzić. W drodze z Yorku, gdzie Wolsey przebywał przez kilka miesięcy między pozbawieniem władzy, a oskarżeniem, kardynał zmarł. W ten sposób Henryk pozbył się najinteligentniejszego ze swoich doradców i utalentowanego polityka. Poza kwestią małżeństwa z Katarzyną, do upadku kardynała przyczynił się też konflikt z Anną Boleyn, która wykorzystała swój wpływ na króla do podważenia jego zaufania dla wiernego doradcy. Wolsey był pierwszym, ale nie ostatnim przypadkiem upadku bliskiego współpracownika króla. Okazał się też nieostatnim, który stracił wszystko w wyniku małżeńskich perturbacji swego monarchy.

            Tymczasem, Henryk VIII wciąż usilnie dążył do ślubu z Anną. Pomocny okazał się kolejny z faworytów króla – Thomas Cranmer. Ten ambitny duchowny, o protestanckich sympatiach, zdobył zaufanie Henryka, przedstawiając mu sprytny, a jednocześnie na wskroś reformacyjny sposób legalizacji związku króla z Boleyn. Otóż, Cranmer dowodził, że papież nie posiada władzy nad instytucją małżeństwa. Jest to sprawa ściśle biblijna i trzeba się odwołać  do uczonych angielskich – znawców Biblii. Ludzie ci byli poza zasięgiem oddziaływania habsburskiej dyplomacji, ale za to ich kariery ściśle zależały od woli króla, co sprawiało, że werdykt był łatwy do przewidzenia. Teoretyczną podstawą tych wniosków były także rozważania protestanckich myślicieli. Henryk od jakiegoś czasu pozostawał pod wpływem prac Williama Tyndale’a – reformatora religijnego, którego wierny wobec katolicyzmu Wolsey ścigał jako heretyka.

            Stosunek Henryka do Reformacji ulegał zmianom. Początkowo był krytyczny wobec Lutra i innych reformatorów. Napisał nawet pracę krytykującą rozumowanie ojca Reformacji za co otrzymał od papieża zaszczytny tytuł „Obrońcy wiary” (łac. Fidei defensor). Z czasem jego pogląd w tej sprawie przeszedł ewolucję. Cranmer i blisko z nim współpracujący Thomas Cromwell – wkrótce kolejna szara eminencja w otoczeniu monarchy – podsuwając królowi rozwiązanie problemu małżeństwa niejako wmanipulowali go w sympatię do powstających ruchów protestanckich. Przy czym Henryka nie zajmowały sprawy teologiczne, czy te dotyczące liturgii. Koniec końców niewiele w tej sprawie zmienił. Reformatorzy znaleźli dostęp do królewskiego ucha dzięki swym poglądom na władzę papieża, doczesne majątki Kościoła i rolę monarchy.

            Postulaty protestantów – likwidacja zakonów, ograniczenie majątków kościelnych, odrzucenie władzy papieskiej – bardzo wzmacniały rolę królów i zakres ich władzy. Henryk VIII w poparciu dla nich widział szansę, by ugruntować tron i zyskać potęgę, jakiej nie miał żaden angielski monarcha przed nim. W tej postawie Tudor nie był odosobniony. Motywacje takie towarzyszyły wielu władcom, którzy wprowadzili swoje kraje na ścieżkę rozwodu z Watykanem.

            Tymczasem Henryk uzyskał unieważnienie małżeństwa z Katarzyną, co ogłosił Thomas Cranmer i wstąpił w związek małżeński z Anną Boleyn. Oba te wydarzenia miały miejsce w 1533 r. 

 

Zerwanie z Rzymem i Anna Boleyn

            Unieważnienie małżeństwa wbrew woli papieża przesądziło losy wzajemnych relacji. Na wieść o tych wydarzeniach Rzym nakazał Henrykowi powrócić do swej prawowitej żony, a gdy ten odmówił nałożył na niego ekskomunikę. Odpowiedzią była seria ustaw, przegłosowana przez angielski Parlament w latach 1533-1534 w tym Akt Supremacji, który ogłaszał Henryka VIII głową Kościoła. Rozwód z katolicyzmem stał się faktem. Należy przy tym pamiętać, że w pierwszych latach miał on znaczenie głównie polityczne. Dopiero po kilku latach pod wpływem wszechwładnego już wówczas Cromwella rozpoczął się proces kasaty zakonów i sekularyzacji dóbr kościelnych, z których zyski zasilały skarb angielski. W początkowym etapie chodziło głównie o władzę polityczną. Ci, którzy nie chcieli złożyć przewidzianej Aktem Supremacji przysięgi, uznającej Henryka za głowę Kościoła, uznawali byli za zdrajców. W tej grupie znaleźli się między innymi Thomas More i biskup John Fisher – znakomici humaniści i krytycy jaskrawych nadużyć Kościoła katolickiego, a jednocześnie przeciwnicy rozłamów w jego wnętrzu. Obaj zostali skazani za zdradę i ścięci w 1535 r.

            Anna Boleyn osiągnęła wszystko, czego pragnęła. Została żoną króla i królową. Początkowo małżonkowie żyli zgodnie, a świeżo upieczona królowa doradzała władcy nawet w sprawach politycznych. Nie było to wtedy aż tak rzadkie, jak się powszechnie uważa, ale mimo wszystko świadczyło o wysokiej pozycji Anny na dworze. Niestety, jej sytuacja zaczęła się pogarszać, gdy długo na świat nie przychodził upragniony syn. 

            Niedługo po ślubie Anna Boleyn urodziła córkę – Elżbietę. Henryk był rozczarowany, zwłaszcza, że wcześniej pytano o zdanie astrologów, którzy jednoznacznie przewidywali przyjście na świat syna. Nie pogorszyło to jeszcze sytuacji Anny, ponieważ Henryk zakładał, że skoro jego żona jest w stanie urodzić zdrową córkę, to może przecież zajść w ciążę po raz drugi. Z czasem jednak upragnione narodziny potomka nie nadchodziły, a co za tym idzie pozycja Anny ulegała pogorszeniu. Henryk wkrótce nawiązał kolejne romanse, a królowa irytowała go okazywaniem zazdrości. Po kilkunastu miesiącach wydawało się, że kryzys małżeński został jednak zażegnany. Pod koniec 1535 r. Anna znowu zaszła w ciążę, co gwarantowało jej bezpieczeństwo, jako że teoretycznie mógł narodzić się następca tronu. Na początku kolejnego roku zmarła Katarzyna Aragońska (według współczesnych badaczy, prawdopodobnie na nowotwór) co odebrało ważny argument jej przeciwnikom. Niestety, Henryk nawiązał romans z Jane Seymour. Gdy Anna nakryła ich w niedwuznacznej sytuacji (Jane siedziała królowi na kolanach) pod wpływem silnego stresu poroniła. Ponieważ ciąża była zaawansowana, można było określić płeć martwego dziecka – był to chłopiec. Strata dziecka oznaczała koniec ich związku. Anna była zrozpaczona, ale najgorsze miało dopiero nadejść.

            Kiedy Anna doszła do siebie po poronieniu, Henryk oskarżył ją o czary i podstęp. Według niego tą drogą miała doprowadzić do małżeństwa z królem. Cała sytuacja była na pewno trudna emocjonalnie dla monarchy, ale prawdziwym powodem braku zaufania do królowej była utrata nadziei na męskiego potomka. Decyzję ułatwiał fakt, że zerwanie z Rzymem i okoliczności tej decyzji wprowadziły Anglię w trudne położenie dyplomatyczne: żaden dwór nie uznawał legalności nowego małżeństwa. Do tego Anna była nielubiana przez poddanych, a lud czcił Katarzynę. Bliżej nieokreśloną rolę odegrał Thomas Cromwell. Ten polityk do tego czasu został główną postacią na dworze, obejmując w 1534 urząd Pierwszego Ministra. W kolejnych miesiącach jego wpływy tylko rosły. W 1535 r. został mianowany wicekrólem do spraw religijnych oraz Wikariuszem Generalnym. Jego zadanie polegało na przeprowadzeniu reform kościelnych, za co ten sympatyk protestantyzmu zabrał się z olbrzymim zapałem. Dokonał likwidacji wielu klasztorów, część świątyń i domów zakonnych zniszczono. Często wraz z cennymi dziełami sztuki i księgozbiorami. Cromwell nałożył podatki na duchowieństwo, wzmacniając skarb królewski. Na początku 1536 r. Cromwell przeprowadził przez Parlament swoje reformy dotyczące opodatkowania Kościoła. Wywołało to konflikt z Boleyn, która chciała by uzyskane kwoty zostały przeznaczone na edukację i cele dobroczynne, podczas gdy reforma Cromwella wzmacniała wprost skarb monarszy. Zapoczątkowało to wzajemną wrogość, narastającą na tle różnic poglądów na politykę zagraniczną.

            Do dziś nie udało się jednoznacznie rozstrzygnąć czy w nadchodzących tragicznych wydarzeniach Cromwell odegrał rolę prowodyra, czy też jedynie wykonywał polecenia króla. Niemniej w kwietniu oskarżono królową o cudzołóstwo, co w przypadku żony monarchy łączyło się także ze zdradą stanu. Anna miała zdradzić Henryka z Henrykiem Smeatonem – nadwornym muzykiem – i czterema innymi mężczyznami, wśród których znalazł się jej brat. Smeaton został aresztowany jako pierwszy. Początkowo nie przyznawał się do winy, ale pod wpływem tortur (był łamany kołem), przesłuchiwany być może przez samego Cromwella, złożył zeznania obciążające Annę. Pozostałych oskarżonych nie torturowano ze względu na ich szlacheckie pochodzenie. Żaden z nich nie przyznał się do winy. Wszystkich skazano. Mężczyzn stracono 17 maja 1536 r., Annę dwa dni później. Jedynym aktem łaski wobec niej było ściągnięcie z Francji specjalnie wyszkolonego kata, wykonującego egzekucję za pomocą miecza, co była uważane za mniej okrutne niż ścinanie głowy toporem. W tym czasie Cranmer ogłosił unieważnienie związku Henryka VIII i Boleyn. Elżbieta straciła tytuł księżniczki i została uznana za bękarta. 30 maja król poślubił Jane Seymour, po czym Parlament przegłosował specjalny akt gwarantujący prawa do sukcesji dzieciom z tego małżeństwa.

            Historia Anny Boleyn zakończyła się tragicznie, ponieważ Henryk uparcie, nie licząc się z niczym, pragnął męskiego potomka. Poważną rolę odegrało także zaufanie króla do kolejnych doradców – w tym okresie Cromwella – którzy praktycznie sterowali nawą państwową. Niezależnie od wszystkich okoliczności Anna była z całą pewnością niewinna, a jej proces stanowił farsę. Nie miało to jednak żadnego znaczenia. Wkrótce miało się zresztą okazać, że Anna Boleyn nie było ostatnią żoną, którą Henryk skazał na śmierć.

            Tymczasem kwitł związek Henryka z trzecią żoną. Wkrótce Jane zaszła w ciążę i 12 października 1537 r. narodziła upragnionego syna, któremu nadano imię Edward. Euforię po narodzinach potomka zepsuły jednak wieści o stanie zdrowia królowej. Niecałe dwa tygodnie po porodzie Jane Seymour zmarła. Najprawdopodobniej na skutek gorączki poporodowej, co było często przyczyną śmierci w tamtych czasach na skutek niskich standardów higieny.

            Henryk wpadł rozpacz. Autentycznie cenił swoją zmarłą żonę, zapewne głównie dlatego, że dała mu męskiego potomka. Związek tych dwojga był krótkotrwały, co też przyczyniło się do sukcesu małżeństwa. Seymour postarała się o poprawę relacji Henryka z jego córkami – Marią i Elżbietą. Krótki okres ich małżeństwa przypadł także na burzliwe wydarzenia polityczne. W 1536 r. wybuchło katolickie powstanie na północy Anglii. Buntownicy sprzeciwiali się niszczeniu klasztorów i kościołów, a także odejściu króla z łona Kościoła katolickiego. Rewolta objęła swym zasięgiem znaczne połacie kraju, tak że wysłane przeciw niej wojska monarsze były zbyt małe by zmierzyć się z nimi w otwartej konfrontacji. W tej sytuacji mianowani przez Henryka dowódcy rozpoczęli negocjacje. Zagwarantowano powstańcom amnestię (sam protest przeciwko decyzji króla był uważany za zdradę) oraz zwołanie Parlamentu do Yorku w celu rozpatrzenia skarg buntowników. Henryk nie dotrzymał danych obietnic i w następnym roku, korzystając z rozproszenia protestujących, wyłapał i stracił przywódców. Rebelia wygasła.

 

Kolejne żony i ostatnie lata

            Edward był dzieckiem słabym i chorowitym. Spodziewano się, że nie będzie żył długo. W tej sytuacji Henryk zaczął oglądać się za kolejną żoną. Wciąż bowiem troszczył się o stabilność państwa po swojej śmierci. Wszechwładny Cromwell, będący wtedy u szczytu swej politycznej potęgi, zaproponował Annę Kliwijską – siostrę Wilhelma Bogatego. Ten niemiecki książę, władca Geldrii, Kleve, Julichu, Bergu i Hrabstwa Mark, był w owym czasie jednym z istotniejszych przywódców niemieckich protestantów. Ambitny i zdolny władca uwikłał się w konflikt z cesarzem Karolem V o Geldrię. Ponieważ niewielkie państwa rządzone przez Wilhelma nie posiadały zasobów wystarczających do wygrania takiego konfliktu, musiał on szukać sojuszników. Cromwell postanowił w tym czasie zintegrować Anglię z europejskim, a szczególnie niemieckim, ruchem protestanckim, przeciwko Habsburgom. Małżeństwo Henryka z Anną miało więc na celu silniejsze zaangażowanie kraju w polityczną rozgrywkę na kontynencie europejskim.

            Problem w tym, że niemiecka księżniczka nie przypadła do gustu angielskiemu monarsze. Henryk krytykował jej wygląd. Co ciekawe, sam był już wtedy ciężko chory. Prawdopodobnie cierpiał na nieleczoną cukrzycę, a być może także na inne choroby. W rezultacie był otyły, a na jego nodze znajdował się ropiejący, śmierdzący wrzód, z którym ówcześni medycy nie byli sobie w stanie poradzić. Trudno go w takich okolicznościach uznać za atrakcyjnego mężczyznę, ale zdanie Anny nie miało znaczenia. Ostatecznie do ślubu doszło, ale Henryk domagał się jego unieważnienia. Pod pretekstem jego nieskonsumowania (co najpewniej było prawdą) Anna Kliwijska została poproszona o zgodę na anulowanie związku, której udzieliła obawiając się, że podzieli los Anny Boleyn lub Katarzyny Aragońskiej. Henryk obdarował ją posiadłościami, w tym skromnym dworem i traktował z szacunkiem, będąc wdzięcznym za to, że nie stawiała oporu. Takiemu rozwiązaniu sprawy sprzyjał też fakt, iż upadły racje polityczne uzasadniające sojusz w niemieckimi protestantami.

            Historia Anny z Kleve spowodowała za to upadek Cromwella. Ten wszechwładny minister i mózg angielskiej reformacji posiadał wielu wrogów zazdrosnych o względy króla. Jego największym przeciwnikiem był Thomas Howard (syn pogromcy Szkotów pod Flodden Field), który liczył, że po upadku ministra zajmie jego miejsce. Tymczasem król obwiniał Cromwella o nieudane małżeństwo z Anną, co spowodowało kryzys zaufania w ich relacjach. Przeciwnicy zaaranżowali więc związek króla z Katarzyną Howard, spokrewnioną z wpływowym Thomasem, a pochodząca ze zubożałej gałęzi rodu i posiadającą niejasną przeszłość. W rezultacie Cromwell został aresztowany, oskarżony o zdradę i stracony 28 lipca 1540 r. Tego samego dnia król wziął ślub z Katarzyną, która została tym samym jego piątą żoną. Wybór był to fatalny. Już w następnym roku młoda królowa nawiązała romans z Thomasem Culpeperem – dworzaninem Henryka. Co więcej dwóch jej wcześniejszych kochanków znalazło się na osobistym dworze monarchini. Dając im stanowiska Katarzyna chciała zapewnić sobie ich dyskrecję. Romans z Culpeperem ujrzał światło dzienne najpierw w formie plotek, potem jednak przechwycono list miłosny królowej do dworzanina. W rezultacie Katarzynę oskarżono o zdradę stanu i stracono podobnie jak jedną  jej poprzedniczek, Annę. Jednak w przeciwieństwie do Boleyn, Katarzyna bez cienia wątpliwości była winna. Oprócz królowej stracono także Culpepera, dawnego kochanka Francisa Derehama oraz damę dworu Jane Parker, która organizowała schadzki królowej z dworzaninem.

            W 1543 r. Henryk raz jeszcze wziął ślub - tym razem z Katarzyną Parr. Kolejna przedstawicielka angielskiej szlachty u boku Tudora towarzyszyła królowi u schyłku życia. Schorowany król zmarł w 1547 r. Katarzyna Parr była jedyną żoną, która go przeżyła. Ich relacje były poprawne, choć różniły ich sprawy religijne – królowa sympatyzowała z protestanckimi poglądami teologicznymi, podczas gdy król niechętnie odchodził od założeń katolicyzmu, poza kwestią zwierzchności nad Kościołem.

            Końcowa faza panowania Henryka VIII obfitowała także w szereg ważnych wydarzeń politycznych. Król konsekwentnie dążył do wzmocnienia monarchii, centralizacji władzy i unifikacji posiadanych prowincji. W tym celu Henryk podjął dwie brzemienne w skutki, decyzje polityczne. W 1536 r. zlikwidował odrębność polityczną i prawną Walii, wcielając ją bezpośrednio do królestwa angielskiego. Pięć lat później ogłosił się z kolei królem Irlandii. Choć na poziomie prawnym akty te miały odmienny wymiar, politycznie ich sens był podobny. Oba te terytoria miały zostać silniej zintegrowane z Anglią. Koronowanie się na króla Irlandii miało związek z silniejszą niż w Walii odrębnością tego obszaru. W obydwu przypadkach dalekosiężne skutki decyzji króla były podobne. Te kraje o specyficznej, związanej ze spuścizną Celtów, kulturze zostały silniej podporządkowane Anglii, co przyspieszyło proces upadku ich etnicznej i kulturowej odrębności.

 

Kontrowersje i ocena

            Ocena Henryka VIII jest niezwykle trudna. Bez wątpienia wszystkie jego działania, także te najbardziej kontrowersyjne, służyły wzmocnieniu Anglii. Kolejne małżeństwa były wyrazem dążenia do spłodzenia męskiego potomka, co w tamtych czasach było istotną okolicznością polityczną. Nawet dobór małżonek nie był bez znaczenia. Henryk poszukiwał partnerek przede wszystkim wśród angielskiej szlachty, ale nie wśród najważniejszych rodów arystokratycznych. To średnia szlachta miała być podporą monarchii, gwarantującą silne rządy królewskie i hamującą potencjalne procesy oligarchizacji. Podobnie reforma religijna, oprócz wątku związanego z małżeństwem, prowadziła do umocnienia władzy króla, a przez to samej Anglii. Ściślejsza integracja Walii i Irlandii jest negatywnie oceniana przez narodową historiografię tych krajów, ale umacniała koronę. Polityka zagraniczna Henryka sprowadzała się do dążenia, by królestwo stało się ważnym graczem na arenie międzynarodowej.

            Trzeba przyznać, że tylko w dziedzinie polityki zagranicznej Henryk poniósł kompletną klęskę. Wewnętrznie Anglia wyszła z jego panowania wzmocniona. Syn króla, Edward, był chorowity i nie żył długo, ale państwo było lepiej zintegrowane, średnia szlachta bardziej przywiązana do państwa, arystokracja, mająca czasem roszczenia do korony, osłabiona, a Kościół podporządkowany monarsze.

            Jednocześnie faktem jest, że Henryk był kapryśnym, nielojalnym wobec swoich współpracowników despotą. Ambicje międzynarodowe z kolei przekraczały potencjał ówczesnej Anglii, która była wtedy krajem prowincjonalnym i przeciętnie zaludnionym. Wieki potęgi miały dopiero nadejść.

            Nie można jednak odebrać tej niejednoznacznej postaci, jaką był Henryk VIII, zasług w postaci położenia podwalin pod przyszłą mocarstwowość swojego kraju. Co ciekawe, choć męski potomek nie mógł spełnić oczekiwań, to Henryk nie zostawiał kraju w złych rękach. Choć król nie był w stanie tego przewidzieć, córka jego i Anny Boleyn, po rządach swego brata i siostry, zapewniła Anglii długie, owocne i wspaniałe panowanie. W pamięci potomnych zapisała się jako Elżbieta Wielka.

Autor: Michał Górawski

 

Bibliografia:

1.      Pollard A.F., Henryk VIII, Warszawa, 1988

2.      Meyer G.J., Tudorowie, Kraków, 2015

3.      Zins H., Historia Anglii, Wrocław, 1979

4.      Grzybowski Z., Historia Irlandii, Wrocław, 1977

5.      https://podroze.onet.pl/ciekawe/ostatnie-chwile-zon-henryka-viii-krola-anglii/0zlzdbx

6.      https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/Henryk-VIII;3911097.html [dostęp: 17.12.2021]

7.      https://ciekawostkihistoryczne.pl/leksykon/henryk-viii-tudor-1491-1547/ [dostęp: 19.12.2021]

8.      https://www.polskieradio.pl/39/247/Artykul/1272493,Henryk-VIII-Tudor-%e2%80%93-kobiety-Kosciol-i-krew [dostęp: 21.12.2021]

9.      https://historia.org.pl/2015/07/25/zdrowie-jest-najwazniejsze-czyli-co-dolegalo-henrykowi-viii/ [dostęp: 21.12.2021]

 






sobota, 2 października 2021

Jerzy Sosnowski - as polskiego wywiadu

 

Jerzy Sosnowski. Domena publiczna.

Odrodzona w 1918 r. Polska znajdowała się w bardzo trudnej sytuacji międzynarodowej. Po trwającym jeszcze kilka lat procesie kształtowania się układu granic okazało się, że z sześciu państw graniczących z Polską tylko dwa – Rumunia i Łotwa – miały wobec niej przyjazne zamiary. Litwa nie utrzymywała z naszym krajem relacji dyplomatycznych po tym, jak sfingowany przez Piłsudskiego „bunt Żeligowskiego” doprowadził do odebrania jej Wileńszczyzny. Z Czechosłowacją dzieliła nas kwestia przynależności terytorialnej Śląska Cieszyńskiego. ZSRR i Niemcy wprost dążyły do unicestwienia niepodległego państwa polskiego, co było przejawem szerszej tendencji do zakwestionowania porządku wersalskiego.

Tymczasem przed Polską stały olbrzymie wyzwania w zakresie konstruowania nawy państwowej. Wśród nich, ze względu niezwykle skomplikowane położenie odrodzonego kraju, bardzo ważną rolę odgrywały służby specjalne. Organizacja wywiadu i kontrwywiadu była jednak trudna ze względu na brak doświadczonych kadr. Niewystarczające okazały się też zasoby finansowe – Polska międzywojenna była państwem niewyobrażalnej dzisiaj biedy. Kadry rekrutowano wśród oficerów polskich formacji z czasów I wojny światowej i uzupełniano je funkcjonariuszami służb państw zaborczych, a zwłaszcza Austro-Węgier, bo w tym kraju poczucie przynależności do narodowości polskiej nie stanowiło przeszkody w karierze oficerskiej. Problemy finansowe udało się z w przeciągu dwudziestolecia jedynie zmniejszyć, ale nie całkowicie rozwiązać, co można zresztą powiedzieć i o innych sferach funkcjonowania państwa.

Na odcinku wywiadowczym szczególną wagę przywiązywano do działań ze strony ZSRR i Niemiec, jako że te dwa państwa były do nas nastawione najbardziej wrogo i miały największe możliwości dokonania agresji. Pierwsze sukcesy wywiadowcze osiągnięto już podczas wojny z bolszewikami w 1920 r. Polscy deszyfranci złamali kody, którymi posługiwali się Rosjanie, w rezultacie czego nasz sztab posiadał dostęp do większości rozkazów, wydawanych przez wrogie dowództwo. Odegrało to niebagatelną rolę podczas tej wojny, bo dzięki przechwyconym meldunkom Polacy znali dokładną lokalizację i wytyczne do działań poszczególnych zgrupowań sił bolszewickich, co stanowiło podstawę planowania własnych działań wojennych. Właśnie tak zdobyte informacje posłużyły polskiemu dowództwu do opracowania sławnego manewru znad rzeki Wieprz, który odwrócił niekorzystne dotąd losy wojny. Trzeba też jednak pamiętać, że zadanie ułatwili Polakom, nieświadomi niczego, sami Rosjanie, którzy mieli problem ze stworzeniem szczelnej ochrony swoich tajnych informacji. Złote lata radzieckiego wywiadu dopiero miały nadejść. Polscy deszyfranci w okresie międzywojennym osiągnęli także kolejne sukcesy, z których największym było złamanie kodu niemieckiej maszyny szyfrującej „Enigma”, co długo było uważane za niewykonalne zadanie.

Zdecydowanie gorzej było, jeśli chodzi o tzw. „wywiad głęboki”, czyli tworzenie siatek szpiegowskich na terenie wrogich państw, ale i w tej dziedzinie młode państwo zaczęło szybko odnosić pierwsze sukcesy.

 

Z kawalerii do wywiadu

Jerzy Sosnowski urodził się w grudniu 1896 r. we Lwowie, należącym wtedy do Austro-Węgier. Jeszcze przed wybuchem I wojny światowej zaangażował się w młodzieżową działalność patriotyczną, więc kiedy tylko rozpoczął się ten wielki konflikt, szybko zgłosił się do organizowanych przez Józefa Piłsudskiego polskich formacji zbrojnych. W utworzonych przez przyszłego Naczelnika Państwa legionach służył przez kilka miesięcy 1914 r. Przeniesiony następnie do formacji austro-węgierskich, walczył na froncie do końca wojny. Po jej zakończeniu wstąpił w szeregi wojsk świeżo utworzonego państwa polskiego.

Zgłosił się do formacji ułanów i walczył w niej we wszystkich ważniejszych kampaniach, których stawką było ukształtowanie granic Polski. W 1920 r. wziął udział w walkach z bolszewikami, a później we wspomnianym „buncie Żeligowskiego”. Po zakończeniu wojny służył najpierw w armii kadłubowej Litwy Środkowej, a po jej włączeniu do Polski w szeregach naszego wojska.  

Sosnowski odznaczył się do tego czasu niejednokrotnie osobistą odwagą, graniczącą czasem z brawurą. Miał też istotne, z punktu widzenia przyszłej działalności, cechy charakteru – potrafił łatwo zjednywać sobie ludzi i dobrze odnajdywał się w towarzystwie. Wszystko to było szczególnie istotne wobec planu, jaki mieli wobec niego funkcjonariusze polskiego wywiadu.

Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego – bo pod taką nazwą funkcjonował wywiad i kontrwywiad II RP – opracował plan głębokiej infiltracji Niemiec, w którym Sosnowski miał odegrać kluczową rolę. W 1924 r. został zwerbowany przez oficerów „dwójki” (jak określano w skrócie polskie służby specjalne) a zarejestrowany oficjalnie został z datą 1 stycznia 1925 r. Po przeszkoleniu wywiadowczym, w lutym 1925 r., przerzucono go do Paryża, a stamtąd  do Berlina. W stolicy Niemiec Sosnowski organizował wystawne przyjęcia i korzystał z uroków nocnego życia kosmopolitycznej metropolii. Uwodził kobiety z wyższych niemieckich sfer i spędzał z nimi mnóstwo czasu - wszystko na koszt polskiego podatnika.

Plan polskiego wywiadu zakładał bowiem, że Sosnowski, dzięki wystawnemu życiu, miał przeniknąć do kręgów berlińskich elit społecznych i politycznych. Nawiązane w ten sposób kontakty miały mu pozwolić na pozyskanie cennych współpracowników dla swojej siatki wywiadowczej, obdarzonej kryptonimem „In-3”. Kamuflaż uzupełniała sfingowana historia osobista rotmistrza Sosnowskiego, przedstawiał się on bowiem jako bogaty polski baron – Ritter von Nalecz – o poglądach przeciwnych Piłsudskiemu i komunistom. Miał on uważać, że Rosjanie reprezentują niższy poziom cywilizacyjny, a jednocześnie być zauroczonym niemiecką kulturą germanofilem. Jego pobyt w Niemczech miał mieć charakter emigracji politycznej, z powodu piłsudczykowskiej dyktatury i antyniemieckiego kursu polskiej dyplomacji.

Po zdobyciu kontaktów wśród berlińskich elit, w tym zwłaszcza wśród kobiet, Sosnowski za pomocą przekupstwa, manipulacji, a w przypadku kobiet także uwodzenia, miał werbować współpracowników polskiego wywiadu. Na cele wystawnego trybu życia „dwójka” przeznaczyła, proporcjonalne do założeń planu środki finansowe. Inwestycja zwróciła się bardzo szybko.

 

Rozmowy niemiecko-radzieckie w Rapallo. Domena publiczna.

Działalność

Już na samym początku działalności Sosnowski zwerbował cennego współpracownika w osobie Richarda von Falkenhayna. Najlepszym kontaktem Sosnowskiego była jednak żona tego niemieckiego oficera, Benita von Falkenhayn, z którą nawiązał użyteczny wywiadowczo romans. Bardzo ważnym kontaktem Sosnowskiego był też Gunther Rudloff – agent niemieckiej Abwehry. Ten funkcjonariusz zajmował się działalnością kontrwywiadowczą i od pewnego momentu zaczął gromadzić nawet dokumenty przeciw Sosnowskiemu. Polski szpieg wykorzystał jednak uzależnienie Rudloffa od hazardu. Wielokrotnie pożyczył mu pieniądze, a gdy ten znalazł się w trudnej sytuacji finansowej, wykorzystał owe długi do werbunku jako agenta polskiego wywiadu. Rudloff był cenny o tyle, że jako oficer kontrwywiadu posiadał kontrolę nad inwigilacją Sosnowskiego przez Niemców. Kiedy w Berlinie pojawiły się pierwsze wątpliwości co do intencji „von Nałęcza”, Rudloff wpisał go na listę kontaktów Abwehry, co pozwalało mu zapewnić polskiemu oficerowi pełną osłonę przed dekonspiracją.

Bezcennych informacji Sosnowskiemu dostarczały także, przekupione, Irene von Jena i Renate von Natzmer. Obie pracowały w niemieckich instytucjach wojskowych i nienawidziły Polaków. Na współpracę zdecydowały się ze względu na niskie zarobki. Może to być dość zaskakujące, jeśli zwrócić uwagę na to, że posiadały one dostęp do tajnych informacji wielkiej wagi, ale trzeba pamiętać, że Niemcy w tamtych czasach znajdowały się w trudnej sytuacji ekonomicznej i na płacach w sferze budżetowej często oszczędzano. Oprócz tego do siatki Sosnowskiego, funkcjonującej pod kryptonimem „In-3”, należały kochanki Sosnowskiego, jednak wszystko wskazuje, że poza Benitą von Falkenhayn nie dostarczały bardziej wartościowych informacji.

Z czasem niemieccy kontrwywiadowcy starali się „podstawiać” Sosnowskiemu agentki, które wykorzystując jego słabość do kobiet, miały dowiedzieć się więcej na temat szczegółów jego działalności. Polskiemu oficerowi udawało się je jednak przeciągnąć na swoją stronę, przez co zamiast donosić Niemcom, informowały Sosnowskiego o działaniach przeciw niemu. Wszystko to czyniło z niego trudnego przeciwnika i pozwoliło mu długo uniknąć dekonspiracji. W sumie działał przez około dziewięć lat (1925-1934), co nie jest częste wśród tego rodzaju agentów.

 

Rewelacyjne sukcesy

Informacje, jakie zdobył polski szpieg, były wręcz sensacyjne. Najbardziej wartościowe z nich dotyczyły współpracy radziecko-niemieckiej po układzie w Rapallo, podpisanym w 1922 r. Na jego mocy doszło do partnerstwa i szeroko zakrojonej kooperacji między ZSRR, a Niemcami. Sosnowski zdobył dowody na potwierdzenie faktu wymiany delegacji wojskowych i to na bardzo wysokim szczeblu. Wśród notatek przesłanych do Warszawy przez grupę „In-3” szczególnie złowróżbna była informacja o wizycie w Niemczech we wrześniu 1925 r. najwyższego wtedy rangą oficera armii ZSRR – Michaiła Tuchaczewskiego. Podczas tajnego bankietu na swoją cześć Tuchaczewski wzniósł pod adresem Niemców toast o treści: „Do naszego następnego, rychłego, wspólnego spotkania. Tym razem w Warszawie”. Bardziej konkretne były dowody prowadzenia, sprzecznej z Traktatem Wersalskim, współpracy pomiędzy ZSRR, a Niemcami.

Warunki tego układu minimalizowały możliwości niemieckich zbrojeń. Nasi zachodni sąsiedzi nie mogli między innymi posiadać broni pancernej i lotniczej, a flota została ograniczona do minimum. Co więcej, Niemcom zabroniono w ogóle testowania nowych technologii wojskowych. W wyniku układu w Rapallo Niemcy próbowali nowe uzbrojenie głęboko na terytorium ZSRR. Testowano i rozwijano broń lotniczą, pancerną, ale także chemiczną. Pozwalało to na tworzenie przez Niemcy podstaw do planowanego na przyszłość oficjalnego złamania postanowień wersalskich i rozbudowania armii oraz floty. Zyskiem dla ZSRR był przede wszystkim transfer rozwiązań technologicznych, a także szkolenie oficerów przez niemieckich instruktorów. Dość stwierdzić, że najlepsze radzieckie konstrukcje samolotów, użytych w drugiej wojnie światowej, powstały w fabryce niedaleko Moskwy, założonej przez Niemców w tym okresie współpracy. Można więc śmiało powiedzieć, że wysoka jakość sprzętu użytego przez Armię Czerwoną w okresie nadchodzącej II wojny światowej była częściowo zasługą współpracy z niemieckimi konstruktorami. W maju 1926 r., w Lipiecku powstał nawet specjalny ośrodek, opracowujący nowoczesną broń lotniczą. Pracowało w nim nawet kilkaset osób – Niemców i Rosjan. Ten fortel ustrzegł Niemców przed czujnymi oczami wywiadów państw zachodnich, gdyż ich siatki wywiadowcze w ZSRR były wówczas słabo rozbudowane. Dokumenty zdobyte przez Sosnowskiego szczegółowo o tym informowały, dostarczając niezbitych dowodów na łamanie przez Niemców postanowień traktatu wersalskiego.

Nie zamyka to jednak listy sukcesów polskiego superszpiega. Informatorzy Sosnowskiego przekazali mu też szereg innych dokumentów, wśród których znalazł się tajny, wstępny plan inwazji na Polskę. W 1929 r. ten bezcenny dokument, zawierający dane na temat mobilizacji niemieckiej armii przeciwko naszemu krajowi i szkic ofensywnych działań wojennych, trafił w ręce Sosnowskiego za pośrednictwem Renate von Natzmer. Oczywiście, był to dokument odległy od planu, który Niemcy zrealizowali 10 lat później, niemniej zdobycie tak pilnie strzeżonej informacji było wielkim sukcesem siatki In-3. Problem w tym, że centrala w Warszawie… nie uwierzyła w możliwość zdobycia tak tajnej informacji. Powstało nawet podejrzenie, że cała sprawa jest inspirowana przez Niemców, a Sosnowski zmienił strony. Sceptycyzm był zrozumiały, gdyż Niemcy podejmowali wcześniej próby dezinformacji naszego wywiadu w kwestii swoich planów przeciw Polsce. Tym razem jednak dokumenty były autentyczne. Problemem była też kwota 40 000 marek, na jaką Sosnowski wycenił zdobyte informacje. Za każdym razem, gdy rozważamy sytuację II RP, pamiętać musimy, że było to państwo bardzo biedne i zacofane ekonomicznie. Rzutowało to także na działania państwa w zakresie wojskowości, dyplomacji, czy służb specjalnych. Co prawda, grupa In-3 była bardzo skuteczna, ale koszty jej funkcjonowania, proporcjonalne do sukcesów i rozbudowania siatki, pochłaniały znaczną część wszystkich kosztów, ponoszonych  na działania wywiadowcze przeciw Niemcom, stąd warszawska centrala zwlekała z przyjęciem dokumentów. Niecierpliwy Sosnowski popełnił błąd i próbował przekazać je wywiadom brytyjskiemu i francuskiemu, o czym ten ostatni doniósł swoim polskim sojusznikom. Rzuciło to cień podejrzenia na rotmistrza i przyczyniło się do jego późniejszego dramatu.

Od dłuższego czasu w sztabie Oddziału II istniała grupa, podejrzewająca Sosnowskiego o zmowę z Niemcami. Ich podejrzenia były absurdalne, ale z czasem dowództwo zaczęło dawać im posłuch, do czego przyczynił się dodatkowo kontakt Sosnowskiego z Francuzami. W końcu uznano autentyczność dokumentów, ale próbowano obniżyć ich cenę. Doprowadziło to do fiaska negocjacji. Wówczas zdenerwowany Sosnowski po prostu wysłał je do Warszawy za darmo.

Oprócz tych najważniejszych informacji Sosnowskiemu , awansowanemu jesienią 1929 r. do stopnia majora, udało się pozyskać inne dane, dotyczące chociażby niemieckiej agentury w Polsce czy sytuacji gospodarczej. Choć siatka In-3 była wyjątkowo skuteczna, zdobyte dokumenty trzeba było jeszcze wykorzystać politycznie. Tymczasem wobec postawy Francji i Wielkiej Brytanii, pragnących za wszelką cenę uniknąć kolejnej wojny, było to poważnie utrudnione. W rezultacie część informacji przekazano Francuzom (ale bez ujawniania źródła), pewne dane przekazano też prasie na zasadzie kontrolowanego przecieku, jednak bez zdecydowanej reakcji ze strony Londynu i Paryża nie można było zablokować współpracy ZSRR i Niemiec ani zbrojeń naszego zachodniego sąsiada. Polska nie była więc w stanie wystarczająco zdyskontować sukcesów swojego wywiadu, w tym najlepszego szpiega i jego siatki.

 

Niemieckie samoloty w ZSRR. Domena publiczna.

Dekonspiracja

Niemcy na trop polskiej siatki wpadli jesienią 1933 r. Jak wspomniałem, w orbicie zainteresowań kontrwywiadu Sosnowski był już wcześniej, ale ten as wywiadu zdołał udaremnić wszystkie wcześniejsze próby zdemaskowania.

Trudno wyjaśnić dokładnie, co przyczyniło się do ostatecznej dekonspiracji Sosnowskiego. Kluczową rolę odegrał na pewno porucznik Józef Gryf-Czajkowski – polski oficer, który szpiegował nasz kraj na rzecz Niemiec. Czajkowski znał prawdziwą tożsamość „von Nałęcza” i przekazał ją Abwehrze. Decydujące znaczenie miała jednak akcja rozpracowania Sosnowskiego i całej siatki, prowadzona na przełomie lat 1933 i 1934. Wykorzystano do niej także kolejną kochankę Sosnowskiego – Leę Kruse, jak również służącego Hermanna Spiegla. Nasz agent wyczuł niebezpieczeństwo i zimą 1934 zaczął organizować ewakuację siatki. Dzięki temu udało się uciec trójce polskich agentów i zwerbowanej łączniczce. Sam as wywiadu zamierzał opuścić Niemcy po wystawnym przyjęciu dla berlińskich elit, co miało zapewne uśpić czujność Niemców, jednak na owym bankiecie, oprócz śmietanki towarzyskiej niemieckiej stolicy, pojawiła się również Abwehra, która tego dnia – 27 lutego 1934 r. – aresztowała Sosnowskiego. W ciągu następnych dni aresztowano kolejnych kilkadziesiąt osób, w tym Benitę von Falkenhayn, Renatę von Natzmer i Irenę von Jena – czyli najcenniejsze kontakty siatki.

Wywołało to aferę szpiegowską o międzynarodowym rozgłosie. Centrala w Warszawie wpadła w panikę. Od razu zaczęto szukać sposobów na uratowanie majora. Rzeczywiście z czasem doszło do wymiany zatrzymanych w Polsce niemieckich agentów na Sosnowskiego, ale najpierw Niemcy przeprowadzili proces aresztowanych szpiegów. W roku 1935 zapadły wyroki co do Benity von Falkenhayn i Renaty von Natzmer. Skazano je na śmierć poprzez ścięcie toporem, a wyroki wykonano już dwa dni później (okrucieństwo tej iście średniowiecznej kary wywołało oburzenie w całej Europie). Irene von Jena i sam Sosnowski zostali skazani na kary dożywotniego więzienia. Wobec wszystkich orzeczono dodatkowe kary finansowe.

 

Polska kompromitacja

Jednocześnie Niemcy rozpoczęli akcję kompromitowania oficera. Podrzucano centrali w Warszawie tropy, dowodzące że Sosnowski był agentem niemieckim. W ten sposób chciano ocalić choć część tajemnic przez niego wykradzionych. Gdyby Polacy uwierzyli w zdradę Sosnowskiego, uznaliby pozyskane przezeń materiały za niewiarygodne. Być może, w akcję podważania wiarygodności szpiega zaangażowany był także wywiad radziecki, ale ten wątek nie został dotąd należycie zbadany.

Już wcześniej Sosnowski miał wrogów wątpiących w jego uczciwość. Akcja wrogich służb dostarczyła dowodów, na które ludzie ci tylko czekali. Centrala w Warszawie doszła więc do przekonania, że oto Sosnowski był podwójnym agentem działającym na zlecenie Berlina.  Kiedy więc wiosną 1936 r. na rogatkach pogranicznego Zbąszynia przeprowadzono wymianę Sosnowskiego i 11 polskich szpiegów za 9 agentów niemieckich, major został aresztowany. Późniejsze wydarzenia na zawsze będą mogły być uznane za haniebną klęskę polskiego wywiadu. Przekonani przez wrogów o zdradzie majora, przełożeni trzymali go w zamknięciu i przesłuchiwali. Zdesperowany Sosnowski, w nocy z 26 na 27 maja, podciął sobie żyły, próbując popełnić samobójstwo. Życie uratowali mu strażnicy, niemniej przesłuchania trwały nadal. Rok później major rozpoczął strajk głodowy. Karmiono go na siłę, ale stan zdrowia Sosnowskiego pogarszał się, co wymusiło postawienie mu w końcu zarzutów.

Proces, który nastąpił później, był zwykłą farsą. Przekonani o winie Sosnowskiego Polacy, wobec braku jakichkolwiek dowodów, co oczywiście uznano za skuteczne działanie Niemców, stawiali zarzuty, oparte jedynie na przypuszczeniach. Podejmowano nawet próby sfingowania dowodów, z których część była tak dalece absurdalna, że prokurator wojskowy odmówił ich wykorzystania. Wyrok zapadł 15 czerwca 1939 r. Sosnowskiego skazano na 15 lat więzienia i grzywnę za zdradę, polegającą na współpracy z Niemcami. Decyzja nie była prawomocna, ale sąd nie zdążył rozpatrzyć apelacji z powodu wybuchu wojny.

Sprawa procesu Sosnowskiego w Polsce jest bardzo zagadkowa. Nie wiadomo dokładnie, skąd polska centrala wywiadowcza powzięła pewność co do zdrady asa wywiadu. Jak wspomniałem, operację, mającą przekonać Polaków, prowadzili Niemcy, podejrzewa się jednak także udział wywiadu Związku Radzieckiego. Nie można wykluczyć współpracy pomiędzy nimi w tej kwestii. Niezależnie od okoliczności, współcześni historycy są zgodni, że wyrok był niesprawiedliwy, a Sosnowski niewinny. Nie wiadomo, jak potoczyłaby się cała sprawa, gdyby nie przerwał jej wybuch wojny. W każdym razie można dziś stwierdzić, że Oddział II nabrał się na wrogą mistyfikację, co należy uznać za wielką porażkę służb specjalnych II RP.

 

Wojenne losy

Proces Sosnowskiego przerwany został przez wybuch wojny. Jak potoczyły się jego losy w trakcie jej trwania? Jest to największa zagadka z życia tego asa wywiadu, stanowiąc jednocześnie jeden z najbardziej frapujących tematów w historii Polski tego okresu. Istnieje kilka hipotez dotyczącej tej kwestii.

Pierwsza z nich głosi, że Sosnowski zginął we wrześniu 1939, rozstrzelany przez więziennych strażników, wobec konieczności ewakuacji na wschód wraz z cofającą się polską armią. Alternatywna wersja głosi, że Sosnowski przeżył kampanię wrześniową, bo uciekł lub jedynie go postrzelono. W rezultacie został w końcu aresztowany przez NKWD. W więzieniu Sosnowski miał zostać zwerbowany przez radziecki wywiad i współpracować z nim w charakterze doradcy do spraw polskich. Inna koncepcja głosi, że Sosnowski miał podjąć próbę współpracy z Rosjanami, ale ci nie byli zainteresowani, więc uwięzili majora. Według tej wersji wkrótce podjął protest głodowy i zmarł w 1942 r. w saratowskim więzieniu. Nie wyczerpuje to jednak wszystkich spekulacji na temat jego losów. Istnieje teoria, że Sosnowski, jako radziecki współpracownik, miał zostać zamordowany na rozkaz Armii Krajowej. Niektórzy sądzą, że przeżył aż do 1945 r. Najbardziej brawurowa hipoteza mówi o tym, że przeżył wojnę i zmarł w nieokreślony czas po niej.

Ten krótki przegląd spekulacji na temat wojennych losów majora Jerzego Sosnowskiego pokazuje wyraźnie, że trzeba uznać jego życie w czasie wojny za niewyjaśnioną zagadkę historyczną. Być może, odpowiedź czeka w nieodtajnionych dotąd dokumentach radzieckich służb specjalnych.

Życie Sosnowskiego to temat godny wysokobudżetowego filmu sensacyjnego o historii superszpiega, cynicznie wykorzystującego swoje kochanki w celach wywiadowczych. Wielki sukces polskiego wywiadu, któremu dostarczał informacji wielkiej wagi, zakończył się niefortunnie dla Sosnowskiego, oskarżeniem przez ten sam wywiad i  niesłusznym uznaniem za zdrajcę. Jego dalsze losy pozostaną pewnie, jak przystało na arcyszpiega, długo jeszcze nierozwiązaną zagadką. Kolejną niewyjaśnioną historią z czasów II wojny światowej. Bez cienia wątpliwości, Jerzy Sosnowski i jego działalność długo jeszcze będą rozbudzać wyobraźnię i zainteresowania potomnych.

 

 

Bibliografia:

1. Kołakowski P., NKWD i GRU na ziemiach polskich 1939–1945, Warszawa, 2002

2. Sadowski L., Oddział II Sztabu Generalnego. Rezultaty pracy pokojowej i przygotowania do wojny, Łódź, 2014

3. https://www.wbc.poznan.pl/dlibra/publication/47164 [dostęp: 30.09.2021]

4. http://jerzysosnowski.info/ [dostęp: 30.09.2021]

5. https://ciekawostkihistoryczne.pl/2018/04/11/zapomnij-o-hansie-klossie-i-bondzie-temu-polskiemu-szpiegowi-sprzed-wojny-nie-dorastali-do-piet/ [dostęp: 01.10.2021]

6. https://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/major-jerzy-sosnowski-bohater-zdradzony-przez-polske/6eqclex [dostęp: 01.10.2021]

7. http://www.polska-zbrojna.pl/home/articleshow/25264?t=Dramat-rotmistrza [dostęp: 02.10.2021]

8. https://www.newsweek.pl/polska/jerzy-sosnowski-kim-jest-polski-james-bond-nieslusznie-skazany-przez-swoich/nn6cmqb [dostęp: 02.10.2021]

piątek, 9 lipca 2021

Przyczyny wojny secesyjnej

 

Ostrzał Fortu Sumter. Domena publiczna.


Wojna secesyjna była najkrwawszym konfliktem w historii Stanów Zjednoczonych. Liczba zabitych przewyższa wszystkie inne wojny z udziałem tego kraju. W latach 1861-1865 zginęło sześćset tysięcy Amerykanów co stanowiło około 2 % całej populacji u progu konfliktu. Uwzględniając te proporcje straty w wojnie secesyjnej były takie, jak gdyby dzisiaj w Stanach Zjednoczonych zginęło około 6 milionów osób. Co doprowadziło do tego straszliwego konfliktu?


Gospodarka

            Stwierdzenie, że w ówczesnych Stanach Zjednoczonych istniał duży rozdźwięk  między stanami północnymi i południowymi jest w zasadzie truizmem. Podział ten swymi początkami sięga czasów pierwszych osadników, ale w pełni ukształtował się dopiero wraz z rewolucją przemysłową.

Północ korzystała pełnymi garściami z jej dobrodziejstw. Powstał tam nowoczesny przemysł, w tym kopalnie węgla i innych surowców, huty, gęsta sieć kolei i dróg. Oczywiście znalazła się tam większa część krajowego przemysłu zbrojeniowego co odegrało wielką rolę podczas trwania wojny.

            Południe poszło inną drogą. Obszar ten w pewnym sensie też ukształtował się pod wpływem rewolucji przemysłowej, bo korzystał z wielkiego zbytu na amerykańską bawełnę. Stany te produkowały też inne płody rolne, ale plantacje bawełny zdominowały krajobraz Południa i stały się źródłem prestiżu i potęgi ich posiadaczy. Doszło tam do procesu zbliżonego do feudalizacji – właściciele bawełnianych latyfundiów osiągali pozycję dającą im dominującą rolę w społeczeństwie. Ponieważ Południe miało znacznie mniej ludności niż Północ, a plantacje bawełny potrzebowały pracowników, ważną rolę w gospodarce regionu odegrało niewolnictwo. Czarnoskóre ofiary tego procederu pracowały nieraz w bardzo trudnych warunkach, na użytek swych właścicieli. Choć mniej niż 10 % białych mieszkańców posiadało niewolników, to opisane stosunki gospodarcze powodowały, że trudno sobie było wyobrazić Południe i jego gospodarkę bez pracy niewolniczej.

            Odpowiedź na pytanie, co ukształtowało taki podział nie jest prosta. Jako wyjaśnienia podaje się różnice w profilu ideowym osadników amerykańskich, gdyż na Północy osiedlali się w większym stopniu purytanie i przedstawiciele innych grup religijnych uciekających z Wielkiej Brytanii przed prześladowaniami, którzy częstokroć wyznawali egalitarne idee społeczne. Na pewno nie jest to pełne wyjaśnienie.  Kluczową rolę odegrała bowiem geografia. Klimat na Południu sprzyjał zyskownej uprawie bawełny, a jednocześnie Północ posiadała więcej surowców mineralnych.

            Niezależnie jakie wytłumaczenie przyjmiemy, między tymi dwoma obszarami Stanów Zjednoczonych zarysowały się fundamentalne różnice ekonomiczne, które powodowały sprzeczność interesów. Najbardziej znanym tego przykładem jest sprawa ceł. Północ dążyła do nałożenia opłat na towary przemysłowe z Europy w celu ochrony swojej gospodarki. Ale wtedy państwa zachodniej części „Starego Lądu”, a zwłaszcza Francja i Wielka Brytania, z pewnością wprowadziłyby cła na najważniejszy towar importowany ze Stanów Zjednoczonych – czyli bawełnę. Ujmując to obrazowo, dążenia stanów północnych do ochrony rodzimego rynku pociągnęłyby konsekwencje odczuwalne tylko dla drugiej części kraju.

Abraham Lincoln. Domena publiczna.


Problem uprawnień stanów

            Z kwestiami gospodarczymi zespolona była problematyka stosunków pomiędzy władzami stanowymi, a centralnymi. W federacyjnych Stanach Zjednoczonych problem ten jest tak samo stary jak samo państwo. Już podczas tworzenia zrębów przyszłego mocarstwa „ojcowie założyciele” spierali się o to, jak ułożyć relacje pomiędzy władzami federalnymi, a lokalnymi rządami. Federaliści, którzy przeszli do kanonu myśli politycznej za sprawą swoich słynnych „Esejów…”, dążyli do utworzenia silnego rządu, który hamowałby stanowe egoizmy. Jednak bardzo silne było dążenie do rozległych uprawnień stanowych zmierzających wręcz do formuły państwa konfederacyjnego.

            Z czasem poglądy w tej sprawie zaczęły się pokrywać z podziałem na Północ i Południe. Ta pierwsza popierała silniejszy rząd federalny, druga przeciwnie. Przyczyn tego zjawiska należy upatrywać w problemach gospodarczych. Przechodząca proces dynamicznego uprzemysłowienia Północ, potrzebowała jasnego prawa, inwestycji w bezpieczeństwo i infrastrukturę, a także zdecydowanej zagranicznej polityki gospodarczej. Wszystko to mogły zapewnić jedynie sprawne władze centralne. Południe zaś broniło swego wiejskiego, latyfundialnego stylu życia i gospodarowania. Sytuację skomplikował problem niewolnictwa. Południe broniło jego istnienia z pozycji właśnie programu niezależności stanów, twierdząc, że tylko one mogą wprowadzić albo zlikwidować niewolnictwo na swoim obszarze.

            Różnica ta była bardzo widoczna w trakcie samej wojny. Południe bardzo późno utworzyło spójny sztab wojskowy, a egoizmy stanowe przez cały konflikt torpedowały wysiłek wojenny Konfederacji, przyczyniając się do jej klęski.   

 

Niewolnictwo

            Obiegowo za główną przyczynę wojny secesyjnej uważa się niewolnictwo. Istnieje jednak grupa negacjonistów, którzy odrzucają to wyjaśnienie. Za ich koronny argument służy cytat najsłynniejszego dowódcy Konfederacji generała Lee, który stwierdził, że nigdy nie walczyłby w obronie niewolnictwa. Przywołuje się też słynne słowa Abrahama Lincolna: „Gdybym mógł utrzymać jedność Unii, nie uwalniając żadnych niewolników, zrobiłbym to”.

Argumenty te wymagają odpowiedniego komentarza. Faktycznie, tylko kilka procent białej ludności Południa posiadało niewolników. Dla większości z nich walka przeciw Północy dotyczyła głównie swobód dla poszczególnych stanów. Ale niewolników posiadały opiniotwórcze elity społeczne i polityczne, dla których ich utrzymanie stanowiło podstawę pozycji. Jednak jeszcze ważniejsze było coś innego. Problem niewolnictwa spleciony wiązał się ze wszelkimi pozostałymi kwestiami. Widzimy go gdy obserwujemy gospodarczy konflikt interesów, a prawa stanów były jednym z najczęściej powtarzanych argumentów przeciw dążeniom Północy do jego zniesienia. Sam Lee okazywał sprzeciw wobec niewolnictwa, co nie przeszkodziło mu tłumić abolicjonistycznego powstania Johna Browna, do którego powrócę w dalszej części tekstu.

            Wypowiedź Lincolna z kolei była ściśle związana z problemem tak zwanych stanów granicznych, o czym też dalej wspominam. Stany te uznawały legalność niewolnictwa, ale zarazem były na tyle blisko związane z Północą, że nie chciały zrywać unii. Stanowiły one niejako obszar pośredni, „miękką granicę” pomiędzy dwiema skłóconymi częściami kraju. Wielu mieszkańców tego obszaru miało co najmniej ambiwalentny stosunek do abolicjonistów. Gdyby Lincoln na początku wojny ogłosił, że jej celem jest wyzwolenie czarnych, ryzykowałby dołączeniem tych stanów do rebelii, a to zmieniłoby układ sił na korzyść Konfederacji. 

            Nie zmienia to zasadniczego faktu, że wojna secesyjna stanowiła pokłosie konfliktu pomiędzy dwoma systemami ekonomicznymi, wartości i sposobami życia, a problem niewolnictwa skupiał te kwestie w pigułce. Tak więc, niewolnictwo było jedną z głównych przyczyn wybuchu wojny, bo jak żaden inny problem ówczesnych Stanów Zjednoczonych skupiał uwagę mieszkańców obu części kraju.

 

Atak w Senacie na Charlesa Sumnera. Domena publiczna.

Od „Kompromisu Missouri” do „Krwawiącego Kansas”

            Spór o niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych podzielił już „Ojców założycieli” tego państwa. Niektórzy z nich, na czele z Jerzym Waszyngtonem, byli nawet posiadaczami czarnych niewolników. Ostatecznie problem ten nie został poruszony na początku kształtowania się przyszłego mocarstwa. Przyczyniły się do tego kontrowersyjność zagadnienia i troska o jedność kraju w obliczu konieczności wywalczenia suwerenności drogą zbrojną.

            Chociaż tendencje odśrodkowe istniały w Stanach od samego początku, długo konflikty, w tym także te wokół niewolnictwa, udawało się zażegnywać na drodze pokojowych rozwiązań politycznych. Dzięki temu można było utrzymywać rozdźwięki między Północą, a Południem w ryzach. Palącym problemem tej sytuacji okazał się rozrost terytorialny kraju i jego parcie w stronę Oceanu Spokojnego. Tworzyło to kontrowersję wokół tego, czy niedawno przyłączone obszary mają być wolne, czy niewolnicze.

            Jedną z najważniejszych i zarazem najskuteczniejszych prób porozumienia w tej kwestii był tak zwany „Kompromis Missouri” zawarty w 1820 r. Wynikał on ze sporu na temat charakteru nowo utworzonego stanu Missouri. Na jego mocy uznano go za niewolniczy, a na ziemiach zachodnich wyznaczono linię wzdłuż równoleżnika 36° 30’. Na północ od niej niewolnictwo w tworzonych stanach miało być nielegalne, na południe dozwolone. Poza tym ze stanu Massachusetts wydzielono Maine, co miało zapewnić równowagę sił w Senacie między Północą, a Południem, wobec pojawienia się kolejnego stanu niewolniczego. W tej izbie amerykańskiego parlamentu każdy stan ma po dwóch przedstawicieli, dlatego ich liczba odgrywała wielką rolę.

            Kompromis wyciszył konflikt, ale nie na długo. Działalność abolicjonistów nasilała się, sprzeciw Północy wobec instytucji niewolnictwa narastał, więc problem wciąż był żywy.  Ujawniło się to ponownie, kiedy w wyniku wojny z Meksykiem Stany Zjednoczone zyskały nowe terytoria na zachodzie. Przyszłe mocarstwo dotarło do Pacyfiku, ale wstrząsnął nim spór o status niewolnictwa w stanach, które trzeba było teraz stworzyć. Rezultatem był kolejny kompromis, ustanowiony w 1850 r., który uznał utworzoną wówczas Kalifornię za stan wolny, a resztę obszarów zagarniętych pokonanemu sąsiadowi za stany niewolnicze. Zaostrzono też przepisy o ściganiu zbiegłych niewolników, co było ukłonem w stronę Południa, ważnym wobec faktu, że przyjęcie Kalifornii jako wolnej naruszało „kompromis Missouri”. Nie powstrzymało to jednak wzrostu nienawiści po obu stronach.

            W latach 50. pojawiła się zatem alternatywna idea, a jej głównym promotorem był demokratyczny senator Stephen Douglas. Ten ambitny polityk zakładał rozwiązanie konfliktów wokół położenia czarnych za pomocą tak zwanej „doktryny suwerenności ludowej”. Koncepcja zakładała, że o tym czy stany przyłączane do Unii będą wolne, czy niewolnicze mieli zdecydować mieszkańcy tych obszarów w myśl idei suwerenności narodu. Na pierwszy rzut oka pomysł może wydawać się racjonalny, ale Douglas nie docenił determinacji obu stron konfliktu. Coraz bardziej sfanatyzowani  działacze przeciwko niewolnictwu, zamierzali powstrzymać jego poszerzanie się na nowe obszary bez względu na cenę.

            Kiedy więc w 1854 r. przyjęto będącą „dzieckiem” Douglasa Ustawę Nebraska-Kansas Północ wybuchła wściekłością. Nowe prawo przyjmowało bowiem zasadę suwerenności ludowej dla terytoriów Kansas i Nebraska, które w przyszłości miały stać się pełnoprawnymi stanami. W rezultacie obie strony rozpoczęły akcję osiedleńczą mającą na celu przegłosowanie drugiej strony. Rychło przerodziła się ona w krwawe starcia pomiędzy ruchem „freesoilerów” – przeciwnych niewolnictwu, a pochodzącymi z Południa „łotrami pogranicza”. W wydarzeniach tych, które przeszły do historii jako „Krwawiące Kansas” w latach 1854-1859 zginęło kilkadziesiąt osób, a kilkaset zostało rannych. Obie strony nie przebierały w środkach, a ich działalność nosiła czasem znamiona pospolitego bandytyzmu.

            Walka o kontrolę nad władzami przyszłego stanu i statusem niewolnictwa na jego terenie przeniosła się na poziom ogólnokrajowej polityki. Do gorszących scen doszło w Senacie, kiedy to Charles Sumner – jeden z liderów politycznych środowisk przeciwnych niewolnictwu – po wygłoszeniu mowy oskarżającej Południe o rozlew krwi w Kansas, został zaatakowany i brutalnie pobity przez senatora Prestona Brooksa z Południa. Bójka w parlamencie była dowodem upadku kultury politycznej i pokazuje jak wielkie emocje budziło niewolnictwo. Przyczyniła się też do pogłębienia rozwarstwienia między dwoma częściami kraju. Brooks został na Północy okrzyknięty nieomal bandytą, dla Południa zaś został bohaterem. Sumner długo nie mógł wrócić do zdrowia, pozostał jednak czołową postacią abolicjonistów w kręgach elit politycznych. Jak łatwo się domyśleć w sytuacji wzrastającej nienawiści zanikały postawy otwartości na dialog i kompromis.

            Ustawa o Kansas i Nebrasce, a także wydarzenia określone jako „Krwawiący Kansas” stały się jedną z najważniejszych bezpośrednich przyczyn wojny secesyjnej. Postawy kompromisowe traciły poparcie, a dwie istniejące partie – Demokraci i Wigowie – skłóciły się wewnętrznie na osi Północ-Południe, doprowadzając do załamania systemu partyjnego. Na jego gruzach powstała Partia Republikańska, ale miała ona poparcie prawie wyłącznie na Północy, podczas gdy Partia Demokratyczna została zepchnięta na Południe. Jakie miało to znaczenie? Wrócę do tego w dalszej części tekstu.

            Poza tym wszystkim wielu uważa zamieszki w Kansas za pierwszy akt najkrwawszej wojny w historii Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie Kansas został przyjęty do unii jako stan wolny 1861 r., Nebraska zaś dopiero po zakończeniu wojny. W okresie tego wielkiego konfliktu na terenie Kansas toczyły się zacięte walki partyzanckie. 

 

Ruch abolicjonistyczny i John Brown

            Niewolnictwo budziło spory od dawna. Nie dziwi więc powstanie ruchu dążącego do jego zniesienia. Jako pierwsi sztandar abolicjonizmu – bo tak została nazwana walka o likwidację niewolnictwa – podnieśli kwakrzy. Była to radykalna sekta chrześcijańska, która już w XVII w. odrzucała możliwość podporządkowywania innych ze względów religijnych. Prześladowani w rodzimej Anglii, ortodoksyjni w doktrynie, pacyfistyczni idealiści dążący do równości wszystkich ludzi, stanowili grupę w poważnym stopniu mniejszościową i jako taka nie mogli rzucić niewolnictwu skutecznego wyzwania. Niemniej to oni zostali „ojcami abolicjonizmu”, dając światu ideę, której słuszności nie da się zakwestionować. Ruch mógł być skutecznym dopiero w drugiej połowie XVIII w., kiedy kwakrów poparli ludzie spoza tej sekty, a zwłaszcza Brytyjczycy Thomas Clarkson (po latach na jego pogrzebie kwakrzy zdjęli nakrycia głowy, co było historycznym gestem, którego wcześniej nie wykonywali nigdy), Granville Sharp czy William Wilberforce, a we Francji słynny Marie Joseph de La Fayette. Do działań europejskich abolicjonistów zaliczała się agitacja publiczna, za pomocą prasy i spotkań dyskusyjnych, bojkot cukru z kolonii (niewolnicy w Imperium Brytyjskim często pracowali na plantacjach trzciny cukrowej i przy wytwarzaniu cukru z tego surowca) oraz kampania polityczna.

            Pod koniec XVIII i na początku XIX stulecia abolicjonizm osiągnął poważne sukcesy. W 1833 zakazano niewolnictwa w części kolonii brytyjskich, a ostatecznie zlikwidowano je w 1843 r. Jeden z tamtejszych abolicjonistów, w reakcji na te decyzje, publicznie dokonał pierwszego od lat posłodzenia herbaty kończąc bojkot cukrowy. We Francji niewolnictwo zniesiono stopniowo. W 1794 zakazano Francuzom handlu niewolnikami, ale przepis ten zniósł Napoleon Bonaparte, pragnąc zdobyć przychylność bogatych kręgów gospodarczych. Ostatecznie niewolnictwo zniesiono we Francji i jej koloniach w 1848 r.

            W Stanach Zjednoczonych sprawa była zdecydowanie bardziej skomplikowana, co już nakreśliłem wcześniej. Niemniej stany północne kolejno zakazywały niewolnictwa na swoim terenie, co ukształtowało opisaną już sytuację podziału kraju według stosunku do tej haniebnej instytucji.

            Wyjątkowość sytuacji w Stanach Zjednoczonych przyczyniła się do powstania specyficznych metod działania abolicjonistów. Aktywiści stworzyli system pomocy niewolnikom w ucieczkach na Północ. Słynna „kolej podziemna” stanowiła tajny szlak przemytu, którym czarni z pomocą abolicjonistów opuszczali swoich oprawców. Działalność taka budziła gniew Południa, które walczyło o zaostrzenie przepisów o zbiegłych niewolnikach, domagając się jednocześnie karania białych pomagających w ucieczkach. 

            Niestety, także abolicjonistów nie można ocenić wyłącznie na osi dobro-zło. Wielu z nich przyjęło bowiem postawy fanatyczne, co przejawiało się podczas opisywanych wydarzeń w Kansas. Jednym z najbardziej aktywnych członków tej grupy był John Brown. Jego działalność w okresie „Krwawiącego Kansas” sprawiła, że był postacią kontrowersyjną nawet na Północy.

            W październiku 1859 r. Brown na czele grupy zwolenników podjął próbę wywołania powstania niewolników w stanach południowych. W tym celu najechał na miasteczko Harpers Ferry w południowym stanie Wirginia. Akcja zakończyła się fiaskiem wobec braku poparcia ze strony niewierzących w sukces niewolników. Oddział abolicjonistów został otoczony przez stanową milicję i oddział federalny dowodzone przez przyszłego wodza Konfederatów – Roberta Lee. Po krótkiej walce część uczestników akcji uciekła, a inni zginęli lub zostali wzięci do niewoli. Wśród tych ostatnich znalazł się John Brown. Abolicjonista został skazany na śmierć. Wyrok wykonano 2 grudnia 1859 r. Brown nie próbował ratować życia. Podczas procesu ogłosił, że nie ma wyrzutów sumienia i wykonywał wolę Boga.

            Akcja Browna i jego egzekucja wywołała wielkie wrażenie w całym kraju. Umiarkowani politycy Północy, w tym przyszły prezydent Abraham Lincoln potępili działania Browna jako awanturnicze. Nastroje społeczne okazały się jednak znacząco odmienne. Opinia publiczna uznała niefortunnego powstańca za bohatera. Jego czyny opiewali poeci, a w roku 1861 powstał tekst do słynnej piosenki „John Brown’s body” („Ciało Johna Browna”), która stała się pieśnią marszową armii Unii. Wielu lokalnych duchownych odprawiało nabożeństwa ku jego czci i nakazywało bicie w dzwony. Jest to niewątpliwie kolejny argument przeciw tezie o ograniczonym wpływie niewolnictwa na wybuch wojny.

            Południe zareagowało przeciwnie, co w tym kontekście nie może dziwić. Brown uznany tam został za zbrodniarza, a reakcja północnej opinii za dowód niechęci drugiej części kraju i fanatycznego abolicjonizmu. Co gorsza, powstało niezgodne z prawdą przekonanie na temat postaw elit politycznych Północy wobec tej akcji, które zachowały przecież daleko idący sceptycyzm.

W sumie cała akcja pogłębiła rozdźwięki między dwoma częściami jednego kraju. Powstanie Browna i „Krwawiący Kansas” zamieniły konflikt w otwartą nienawiść. Drzwi do kompromisu przymykały się coraz bardziej. Sytuację pogorszył jeszcze finał sprawy Dreda Scotta.

 

Dred Scott. Domena publiczna.

Sprawa Dreda Scotta

            Nigdy los niewolnika nie wzbudził w Stanach Zjednoczonych takich emocji, jak historia Dreda Scotta. Scott był niewolnikiem, który wraz ze swoim właścicielem przebywał długotrwale na terenie stanu wolnego. Ponieważ zgodnie z obowiązującym prawem każdego dotyczy prawo stanu, na terenie którego przebywa, po powrocie w 1846 r. Scott zaskarżył swojego właściciela, twierdząc, że w tej sytuacji powinien zostać uznany za wolnego człowieka. Tak rozpoczęła się jedna z najsłynniejszych batalii sądowych w historii.

            Sądy niższej instancji wydały niejednoznaczne wyroki. Wieloletnia sprawa musiała się więc zakończyć przed obliczem Sądu Najwyższego. Dla abolicjonistów Scott stał się bohaterem. Jednym z prawników, którzy udzielili mu wsparcia był Montgomery Blair – członek potężnej rodziny Blairów, która walnie przyczyniła się do powstania przeciwnej niewolnictwu Partii Republikańskiej, później minister w gabinecie Abrahama Lincolna.   

            Sprawa rozpaliła emocje w obu częściach kraju. Oczywiście Północ stała po stronie niewolnika. Sąd Najwyższy rozpoczął pracę nad skargą w 1856 r., a w marcu kolejnego roku wydał wyrok. Ówczesny prezes tej instytucji, Roger Taney, uważany zresztą za wybitnego prawnika, postawił dwa kluczowe jego zdaniem problemy prawne.  Po pierwsze: czy sprawę powinno się rozstrzygnąć w oparciu o prawo stanowe, czy na podstawie federalnego kompromisu z Missouri. Po drugie: czy Scott jako Afroamerykanin ma w ogóle prawo do procesu. W drugiej sprawie Taney nie pozostawił wątpliwości. Czarny niewolnik nie miał, według Sądu, prawa do procesu ani innych swobód obywatelskich. Z tego punktu widzenia jego skarga była od początku bezpodstawna. Jedyną regulacją, która go praktycznie dotyczyła, było prawo własności z niewolnikiem sprowadzonym do roli przedmiotu.

            Co do pierwszej kwestii, Taney stwierdzał, że niewolnictwo może być rozstrzygane tylko na gruncie prawa stanowego i wszelkie przepisy federalne go dotyczące są nielegalne. Regulacje te miały zastosowanie także wobec kompromisu z Missouri i ustawy Kansas-Nebraska. Niweczyło to wszelkie próby ogólnokrajowego rozwikłania tej kwestii i było całkowicie zbieżne z oczekiwaniami i poglądami Południa.

            Interpretacja Taneya została przyjęta w głosowaniu stosunkiem 7:2 i ogłoszona w 1857 r. Orzeczenie de facto oznaczało, że  nie można było przyznać czarnym jakichkolwiek praw obywatelskich w sposób zgodny z ustawą zasadniczą. Abolicjoniści i zwolennicy Partii Republikańskiej jawili się w tym świetle jako przeciwnicy konstytucyjnego prawa własności, a ich program stawał się sprzeczny z prawem. Być może jednak bezwzględne przyznanie prymatu prawu stanowemu było największym problemem tego werdyktu. Oto wszystkie próby kompromisowego rozwiązania problemu niewolnictwa stawały się niemożliwe.

            Zaprzysiężony dwa dni przed ogłoszeniem wyroku, ówczesny prezydent James Buchanan, podczas swojej inauguracyjnej mowy zapowiedział uznanie decyzji Sądu i wyraził nadzieję, że wyciszy ona spory. Skutek był odwrotny. Co więcej, Buchanan, jako polityk z ramienia Partii Demokratycznej, której oparciem było Południe, został rychło oskarżony o to, że znał orzeczenie przed jego ogłoszeniem, co byłoby skandalicznym naruszeniem prawa. Niezależnie od tego czy tak było w istocie, jego kalkulacje okazały się całkowicie błędne. Zresztą w ogóle był to polityk przeciętny i nieposiadający cech męża stanu. W 1860 r. postanowił nie ubiegać się o reelekcję i zniknął w pomroce dziejów.

            Orzeczenie, które można uznać za najbardziej haniebne w historii amerykańskiego Sądu Najwyższego, wywołało euforię na Południu i gniew na Północy. Dla stanów niewolniczych Roger Taney stawał się bohaterem. Tymczasem przeciwnicy niewolnictwa ubolewali nad pogorszeniem się położenia ludności czarnoskórej. Sąd stanął jednoznacznie po jednej ze stron zaostrzającego się sporu, doprowadzając poziom emocji wokół niewolnictwa do wrzenia. Decyzja Sądu Najwyższego z całą pewnością była głęboko niemoralna, z prawnego punktu widzenia jej uzasadnienie jest wysoce wątpliwe. Jako taka stała się jedną z najważniejszych bezpośrednich przyczyn wojny secesyjnej. Lincoln stwierdził na wieść o wyroku, że „los czarnych nigdy nie był tak beznadziejny, a ich status społeczny gwałtownie się pogorszył”. Jego pogląd jest reprezentatywny dla sposobu myślenia Północy.

            Wyrok wobec Scotta uniemożliwiał jakikolwiek dialog. Delegalizował kompromisy, zarówno obowiązujące, jak i przyszłe. Przyczynił się do załamania systemu politycznego i partyjnego, a rozłam w sprawie niewolnictwa zamienił w przepaść. W tym sensie można uznać Rogera Taneya i tych członków Sądu, którzy podzielili jego interpretację, za częściowo winnych rzezi, która miała nastąpić.

 

Rozpad systemu partyjnego

            Praktykowana od zarania amerykańskiej demokracji większościowa ordynacja do ciał przedstawicielskich skutkowała tym, że od samego początku świeżo ukształtowany system partyjny zdominowany był przez dwa ugrupowania. W latach trzydziestych XIX w. scena polityczna została opanowana przez Partię Demokratyczną i Partię Wigów. Ich stosunek do niewolnictwa był niejednoznaczny i w obu partiach występował podział frakcyjny w tej sprawie. Frakcje złożone z polityków północnych były przeciwne niewolnictwu, odwrotnie ugrupowania południowe.      Charakterystyczna była sytuacja u wigów, gdzie przeciwnicy tej instytucji określali się mianem „wigów sumienia”, a ich przeciwnicy „wigów bawełny”. Ugrupowanie to było silniejsze na Północy, przez co frakcja „sumienia” pozostawała silniejsza. Obie partie miały jednak sympatyków w obu częściach coraz bardziej skłóconego kraju, przez co były powszechnie uznawane jako polityczna reprezentacja społeczeństwa.

            Ustawa o Kansas-Nebrasce i późniejsze wydarzenia spowodowały całkowite załamanie tego stanu rzeczy. Spory wokół niewolnictwa przeobraziły frakcyjne różnice w bezpardonową walkę polityczną wewnątrz partii. W 1854 r. Wigowie, nie mogący dogadać się w sprawie niewolnictwa, rozlecieli się w drobny mak, a ich partia de facto przestała istnieć. Tego samego roku abolicjoniści zorganizowali szereg demonstracji, często o masowym charakterze, które ujawniły potrzebę powstania silnej partii o antyniewolniczym programie. Spór o niewolnictwo wstrząsnął także Demokratami i ta formacja podzieliła się na trzy części. Pierwsza zgromadziła zwolenników niewolnictwa z dawnych kadr partyjnych i „wigów bawełny”. Druga utworzyła separatystyczną, północną Partię Demokratyczną stawiającą na „suwerenność ludową”, trzecia zaś przyłączyła się do „wigów sumienia” i działaczy abolicjonistycznych budujących nową formację.

            Polityczną decyzję o tworzeniu nowej partii podjęto w waszyngtońskiej willi rodziny Blairów. Jej głowa, Francis Preston Blair, długo był antyniewolniczym Demokratą, który przeszedł do powstałej w 1848 r. Partii Wolnej Ziemi. Ugrupowanie to próbowało stworzyć „trzecią siłę” o abolicjonistycznych poglądach, ale nie miało szansy przebić się przez istniejący duopol.

Podczas tego i następnych spotkań ustalono powołanie do życia nowej formacji – Partii Republikańskiej – zrzeszającej antyniewolniczych Demokratów i Wigów, abolicjonistów z Partii Wolnej Ziemi i pomniejsze środowiska o konserwatywnym i „północnym” charakterze. Silne wsparcie dla formacji stanowiły popierające protekcjonistyczną politykę celną kręgi gospodarcze Północy. W sumie nowa partia była umiarkowanie konserwatywna, antyniewolnicza i popierała rozwój gospodarczy w duchu trwającej rewolucji przemysłowej. Siłą rzeczy reprezentowała wyłącznie Północ, a zwłaszcza jej elity. Na Południu nie powstały żadnej jej struktury, zresztą nawet gdyby ktoś tam podjął takie próby, władze tamtejszych stanów zwalczyłyby je z całą surowością.

            Republikanie od początku byli obiektem nienawiści drugiej części kraju. Choć wielu jej polityków prezentowało umiarkowane poglądy i w swej walce z niewolnictwem dopuszczali kompromisowe rozwiązania na kształt tych z lat 1820 i 1850, na Południu postrzegani byli przez pryzmat Browna i jemu podobnych: jako oczadziali fanatycy nienawidzący Południa i południowych wartości. Jednocześnie skłócona Partia Demokratyczna zamknęła się na Południu.

            Trudno przecenić znaczenie tych faktów dla wybuchu wojny domowej. Oto dwie partie, które z problemami, ale jednak cieszyły się uznaniem w całym kraju, zostały zastąpione podziałem partyjnym ściśle pokrywającym się z antagonizmem Północ-Południe. Było jasne, że wobec zwycięstwa którejś z nich, druga strona poczuje się śmiertelnie zagrożona. A przecież demokracja działa dopóki, dopóty przegrywający wybory uznaje swoją porażkę.

 

William Seward. Jeden z liderów Partii Republikańskiej. Domena publiczna.

Abraham Lincoln i wybory w 1860 r.

            Pierwszym kandydatem Republikanów na najwyższy urząd w państwie był John Fremont. Nominat świeżej partii przegrał z Jamesem Buchananem, który był politykiem proniewolniczym, choć jednocześnie zwolennikiem silnego rządu federalnego. Wywodził się z Partii Demokratycznej. Fremont zdobył sporo głosów (ok. 1/3), ale nie miał szans na zwycięstwo wobec dwustopniowych, obowiązujących do dziś, zasad wyboru, w których kluczową rolę odgrywa Kolegium Elektorskie. Jego szanse osłabiał fakt, że głosowała na niego wyłącznie Północ. Wybory te pozwoliły jednak Republikanom na wyciągnięcie wniosków na przyszłość.

            Kandydat na kolejną elekcję miał zostać wybrany podczas konwencji Partii w Chicago, w 1860 r. Głównym kandydatem był William Seward. Ten były gubernator Stanu Nowy Jork i urzędujący senator uważany był za murowanego faworyta. Nieugięty przeciwnik niewolnictwa, był doświadczonym i charyzmatycznym politykiem o szerokich horyzontach intelektualnych. Poza nim uważano, że liczyć się będą Salmon Chase i Edward Bates. Oprócz tych polityków wystartowało kilku innych, których głównym celem  było przehandlowanie swojego politycznego poparcia dla określonego kandydata w zamian za obietnicę stanowiska w gabinecie utworzonym po ewentualnym zwycięstwie. W tej grupie znajdował się Abraham Lincoln.

            Głosowanie na Konwencji miało jednak niecodzienny przebieg. Wbrew oczekiwaniom Seward nie został szybko wybrany. Walka o nominację się przeciągała, a kolejni najsłabsi kandydaci oddawali swe poparcie… Lincolnowi. Działo się tak dlatego, że choć Seward był najbardziej wyrazistą postacią partii i cieszył się powszechnym szacunkiem jej aktywu, jednocześnie był uważany za przedstawiciela skrzydła radykalnego. Fakt ten pokazuje jak bardzo Południe myliło się w ocenie Republikanów jako ociekających krwią abolicjonistycznych fanatyków. Seward potępił Browna. Jego sprzeciw wobec niewolnictwa był jedynie bardziej kategoryczny niż większości opinii publicznej na Północy, ale jednocześnie odrzucał przemoc. Ten polityk posunął się nawet do słusznego poniekąd stwierdzenia, że niewolnictwo jest niemoralne i jako takie powinno zostać zwalczone nawet jeśli jest legalne. Prawo moralne stoi bowiem wyżej od pisanego. Jego wybór budził obawę elit partyjnych na czele z rodziną Blairów. Wyciągnęli oni bowiem wniosek z wyniku Fremonta. Jeśli Republikanie marzą o zwycięstwie, muszą zdobyć wszystkie głosy stanów północnych. A szansę na to miałby tylko polityk umiarkowany. Sewardowi przeszkodziła też pewność siebie, bo w kluczowych miesiącach przed wyborem nominata zaniedbał agitację wśród członków ugrupowania. W rezultacie Chicago było świadkiem wielkiej politycznej sensacji. Abraham Lincoln, polityk z drugiego szeregu, nie piastujący w tym momencie żadnego państwowego stanowiska, został kandydatem Partii Republikańskiej, pokonując błyskotliwego Sewarda.

            Lincoln nie był czołową postacią amerykańskiej polityki, ale niesprawiedliwością byłoby go oceniać jako człowieka z przypadku. W polityce działał od lat trzydziestych. W 1834 r. został wybrany do legislatury stanu Illinois, a potem skutecznie ubiegał się o reelekcję. Związał się z Partią Wigów i jako polityk tej formacji w 1846 r. dostał się do Izby Reprezentantów. Po 1848 r. wycofał się z życia politycznego na skutek nieudanej próby uzyskania stanowiska w administracji wigowskiego prezydenta Zachary’ego Taylora i zajął się praktyką prawniczą. Od połowy lat pięćdziesiątych znów był aktywny politycznie. W 1855 r. przegrał wybory do Senatu. Podczas procesu rozpadu dotychczasowej sceny politycznej Lincoln związał się najpierw z grupą „wigów sumienia”, a potem dołączył do nowej Partii Republikańskiej. W 1858 r. znów wystartował do Senatu, a jego rywalem był nie byle kto, bo autor koncepcji „ludowej suwerenności” – Stephen Douglas. Lincoln wyzwał rywala na cykl debat, na co ten się zgodził.

            Siedem dyskusji, które toczyły się od sierpnia do października 1858 r. odbiło się szerokim echem w całym kraju. Przyczyną tego był główny temat sporu: kwestia niewolnictwa, paląca po wyroku w sprawie Scotta i w trakcie wydarzeń w Kansas. Wybory do Senatu znów zakończyły się porażką Lincolna, ale polityk ten zyskał rozgłos w całym kraju. Stało się tak z dwóch powodów. Po pierwsze przyszły prezydent wykazał się dużymi zdolnościami oratorskimi i był dla doświadczonego Douglasa trudnym przeciwnikiem. Po drugie Lincoln zaprezentował się jako przeciwnik niewolnictwa, ale zarazem polityk umiarkowany. Postulował bowiem wygaszenie niewolnictwa stopniowo, czyli jego uwiąd na skutek powstrzymania poszerzania na inne stany. Taka postawa reprezentowała zdanie większości na Północy, która uważała niewolnictwo za niemoralne, ale daleka była od fanatyzmu Browna i jemu podobnych. Paradoksalnie przegrana z 1858 r. otworzyła Lincolnowi drogę do nominacji prezydenckiej. Dostrzeżono w nim bowiem człowieka zdolnego, by zebrać wszystkie północne głosy w Kolegium Elektorskim, a jak wspomniałem, była to jedyna szansa na zwycięstwo Republikanów.

            Nowej partii pomogło rozdrobnienie potencjalnych rywali. Przeciwko Lincolnowi wystartowało aż trzech kandydatów. Partia Demokratyczna się rozpadła i wystawiła dwóch konkurujących polityków. Działacze z Południa poparli urzędującego wiceprezydenta Johna Breckinridge’a, podczas gdy delegaci północni wystawili Stephena Douglasa. Trzecim kandydatem był John Bell z Konstytucyjnej Partii Unii – dość hermetycznej formacji złożonej z dawnych „wigów bawełny”, którzy w programie tematu niewolnictwa nie podejmowali w ogóle, zachowując postawę charakterystyczną dla okresu sprzed 1850 r. Poparcie ugrupowanie zdobyło głównie w „stanach granicznych” gdzie istniało niewolnictwo, ale zarazem niewielka była akceptacja dla secesji.

            W głosowaniu sukces osiągnął Lincoln – zarówno jeśli chodzi o poparcie powszechne, jak i Kolegium. Na Republikanina zagłosowało około 40 % Amerykanów co przełożyło się na 180 głosów spośród 303. elektorów. Douglas otrzymał 29,4 %, ale ponieważ byli to wyborcy głównie ze stanów pogranicznych i Północy gdzie wygrał Lincoln przełożyło się to na zaledwie 12. elektorów. 72. elektorów pozyskał Breckinridge, którego wsparło Południe (18,1% głosów), a 39. Bell (12,6%). Lincoln zwyciężył, bo po pierwsze zdobył wszystkie stany Północne, a po drugie jego rywale byli podzieleni. 

 

Mapa wyborcza przedstawiająca wyniki głosowania w 1860 r. Domena publiczna.

Secesja

            Na Południu wynik wyborów przyjęto z oburzeniem. Lincolna wbrew prawdzie postrzegano jako fanatyka, a jego zwycięstwo odbierano jako wyzwanie. Gubernator Karoliny Południowej już przed wyborami groził, że jego stan wystąpi z Unii jeśli Republikanin zostanie głową państwa. Terytorium to miało już zresztą doświadczenie w wyrażaniu tendencji separatystycznych. W 1832 r. na skutek polityki celnej rządu ówczesnego prezydenta Andrew Jacksona, legislatura tego stanu ogłosiła jej unieważnienie i wystąpienie z federacji. Jackson zareagował zdecydowanie. Przez Kongres przeprowadził prawo zezwalające mu na użycie siły wobec buntowników. Na skutek zdecydowania władz centralnych i braku poparcia ze strony innych stanów Południa w 1833 r. kryzys zażegnano i do secesji nie doszło. Prezydent Jackson – uważany zresztą za jednego największych przywódców swego kraju – kasandrycznie przewidywał, że „cła były tylko pretekstem, lecz wystąpienie z Unii i Konfederacja Południa są prawdziwym celem, następnym razem będzie to sprawa Murzynów, albo niewolnictwa”.

            Kolejna koncepcja secesji narodziła się w 1846 r. we wspomnianym już kontekście nabycia obszarów od Meksyku. Odbyła się nawet konwencja stanów dążących do zerwania unii, ale spór raz jeszcze rozwiązano „kompromisem 1850 r.”.

            W 1860 r. sytuacja była jednak zdecydowanie poważniejsza. Prezydentem nie był charyzmatyczny i zdeterminowany Jackson, tylko miałki i pozbawiony większych talentów Buchanan. Co więcej, przez kilka miesięcy pomiędzy wyborami, a zaprzysiężeniem Lincolna, jego poprzednik wciąż sprawował władzę ale brak mandatu demokratycznego osłabiał go politycznie. W rezultacie secesjoniści mogli liczyć na niezdecydowaną reakcję władz federalnych.

            17 grudnia w Charleston Karolina Południowa ogłosiła, to co zapowiedziała. Wyszła z Unii. Na początku następnego roku Stany Zjednoczone zostały opuszczone przez kolejne stany (Missisipi, Floryda, Alabama, Georgia, Luizjana i Teksas). Wiosną, po inauguracji 4 marca 1861 r., Lincoln przystąpił do zdecydowanego działania i wezwał stany do powołania milicji w celu stłumienia powstania. Wówczas część wahających się stanów dołączyło do secesji (Wirginia, Arkansas, Karolina Północna i Tennessee). W lutym secesjoniści utworzyli nowe państwo – Skonfederowane Stany Ameryki. Prezydentem został Jefferson Davies, wiceprezydentem Aleksander Stephens.

            Rozpad Stanów Zjednoczonych stał się faktem.

 

Wojna

            Północ zdeterminowana była utrzymać jedność choćby siłą. Lincoln już w swojej mowie inauguracyjnej przedstawił zręby północnej interpretacji ostatnich wydarzeń. Uznał, że secesja była nielegalna, bo bezprawne było zerwanie Unii. Była ona związkiem wieczystym, a stany nie miały prawa go zerwać. Taka postawa, reprezentatywna dla Północy, wynikała z jej przywiązania do rządu federalnego. Południe uznało, że może opuścić wspólne państwo, bo nadrzędną władzę mają poszczególne stany. Z prawnego punktu widzenia Północ uzasadniała wojnę nielegalnością działań Konfederatów.

            Tymczasem rozpoczęła się walka o przynależność stanów granicznych, gdzie przenikały wpływy obu stron;. Ich sytuacja była dość specyficzna. Obszary w ich północnej części i te, na których nie istniały sprzyjające warunki do uprawy bawełny najczęściej podzielały poglądu rządu federalnego. Pozostałe ziemie przeciwnie.

            Problemem była postawa Missouri, Marylandu, Delaware, Kentucky i Wirginii. W Missouri i Kentucky powstały obok siebie dwa rządy – jeden konfederacki i drugi unijny, ale lojaliści mieli szersze poparcie społeczne. Delaware ostatecznie opowiedziało się za Północą, choć niewolnictwo utrzymano tam do końca wojny. Ta pozorna sprzeczność wynikała z niewielkiej liczby niewolników żyjących na tym obszarze. W stanie Maryland doszło do rozłamu. Gubernator pragnął secesji, legislatura stanowa była przeciw. Dużą rolę w utrzymaniu szerokiego poparcia dla Unii na tym obszarze odegrał Francis Preston Blair, związany z tym stanem i cieszący się w nim dużym autorytetem. Ostatecznie rozłam zakończyły wojska Unii. Wirginia, jak wspomniałem, dołączyła do secesji w drugim rzucie. Ale północno-zachodnie hrabstwa tego stanu były innego zdania. Niewolnictwa tam prawie nie było, a związki z Północą silniejsze. W rezultacie obszary te wystąpiły z rodzimego stanu i przyłączyły się do Unii. Z czasem zamieniono ten obszar w nowy stan – Wirginię Zachodnią.

            Pomimo widocznej determinacji obu stron każdy wzbraniał się przed rozpoczęciem wojny. Pierwsze strzały padły w styczniu 1861 r., kiedy nieuzbrojony statek handlowy wiozący zaopatrzenie do federalnego Fortu Sumter w Karolinie Południowej został zaatakowany przez stanową artylerię. Nie było ofiar, okręt zawrócił. Choć sytuacja Fortu była trudna – brakowało żywności – Południe czekało z atakiem aż do kwietnia. Na początku tego miesiąca, świeżo zaprzysiężony Lincoln nakazał wysłanie kolejnych statków z zaopatrzeniem. Miały one jednak nie podejmować walki. Prezydent nie chciał wojny. Co więcej, o tych krokach rząd poinformował zbuntowanego przecież gubernatora stanu. Choć zamierzano utrzymać Unię za wszelką cenę, nikt tak naprawdę nie chciał rozlewu krwi. Na wieść o tym milicja stanowa zbuntowanej Karoliny zażądała kapitulacji Fortu, a gdy jego dowódca odmówił, rozpoczęła ostrzał. Żołnierze federalni odpowiedzieli ogniem. Jednak, na skutek złego wyszkolenia obsługi, armaty strzelały niecelnie. Po dwóch dniach wymiany ognia Fort Sumter skapitulował, a jego załodze pozwolono odejść na tereny stanów wiernych wobec rządu. Nie było ofiar śmiertelnych. Tak rozpoczęła się straszliwa wojna.

            Do wojny secesyjnej doszło na skutek splotu szeregu okoliczności, do których zaliczyć należy problem suwerenności stanów, kwestie gospodarcze, różnice społeczne i stylu życia pomiędzy Południem, a Północą. Wszystkie te zagadnienia przenikały się i splatały z problemem niewolnictwa, które z tego powodu uznać trzeba za najważniejszą przyczynę konfliktu. Ono właśnie uczyniło tę wojnę tak brutalną i zarazem trudną do zakończenia.

            Pozostaje pytanie: kto miał rację w rozpoczynającej się wojnie? Konflikt podzielił społeczeństwo, a niekiedy rodziny. Zdarzały się przypadki rodzeństwa walczącego po przeciwnych stronach. Przyjaciele walczyli we wrogich armiach, co najbardziej widoczne było wśród kadry oficerskiej. Dowódcy, którzy teraz stali po dwóch stronach barykady, niemal w komplecie swoje żołnierskie szlify zdobywali walcząc razem przeciwko Meksykowi i Indianom. W tej sytuacji żadna ze stron nie miała czystych rąk i nie da się tej wojny rozpatrywać przez pryzmat prostego konfliktu dobra ze złem. Nie ulega jednak wątpliwości, że Północ, jako walcząca przeciwko niewolnictwu i stanowym separatyzmom, musi budzić więcej sympatii. Jej zwycięstwo stworzyło podwaliny pod nowoczesne Stany Zjednoczone, utrwalając amerykańską demokrację. Południe, broniąc niemoralnego niewolnictwa, stało niejako na straży porządku odchodzącego w przeszłość.

            Wojna zniszczyła niewolnictwo, utrwaliła istnienie Stanów Zjednoczonych i ich ustroju politycznego. Jednak ciała poległych zalegające na polach pod Gettysburgiem, Fredericksburgiem, Petersburgiem i w innych miejscach krwawych bitew rozpoczętej wojny stanowią niezwykle wysoką cenę tego zwycięstwa.

Autor: Michał Górawski

 

Bibliografia:

 

1. Korusiewicz L., Wojna secesyjna 1860-1865, Warszawa, 1985

2. Korusiewicz L., Abraham Lincoln, Warszawa, 1975

3. Goodwin D., Team of Rivals: The Political Genius of Abraham Lincoln, Nowy Jork, 2005

4. Rozbicki M., Narodziny narodu : historia Stanów Zjednoczonych do 1861 roku, Warszawa, 1991

5. Banning L., Sheehan B., Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki T. 2. 1763-1848, Warszawa, 1995

6. Bartnicki A., Critchlow D., Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki T. 3. 1848-1917, Warszawa, 1995

7. https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1533975,1,jaki-byl-naprawde-abraham-lincoln.read [dostęp: 08.07.2021r.]

8. https://www.newsweek.pl/wiedza/historia/dlaczego-wybuchla-wojna-secesyjna/rqgm3n0 [dostęp: 08.07.2021 r.]