niedziela, 15 listopada 2020

Nie takie nowe spiskowe teorie

Stopnie wtajemniczenia w Loży Masońskiej. Źródło: domena publiczna.


Płaskoziemcy, reptilianie, rząd światowy, sieć 5 G... Współczesny świat, zwłaszcza w przestrzeni internetowej, roi się od spiskowych teorii dziejów. Wiara w wielką intrygę, która dla realizacji złych celów wpływa na świat, nie jest niczym nowym. Ludzie od wieków tłumaczą różne zjawiska za pomocą tego rodzaju koncepcji. Także współcześnie różni badacze przeszłości próbują w „spiskowy” sposób wyjaśnić historyczne procesy. Niekiedy dla bardzo przyziemnych celów, sprowadzających się do zwiększenia sprzedaży książki czy publikacji utrzymanej w tym nurcie. Poza tym mało ludzi pamięta, że skłonności do „spiskowego” wyjaśniania świata istniały także przed wiekami. Przyjrzyjmy się najciekawszym z tych „rewelacji”. 

Masoni jako rząd światowy 
Istnienie „rządu światowego”, który rzekomo steruje światem spoza zasłony oficjalnych instytucji, jest jedną najbardziej popularnych współczesnych spiskowych teorii dziejów. Ale czy aby ta teoria jest całkiem nowa? 
Dawniej w roli mitycznego „rządu”, mającego oczywiście niecne intencje, obsadzeni byli masoni. Masoneria jest zjawiskiem faktycznie ciekawym. Międzynarodowy zasięg ruchu, stopnie wtajemniczenia członków i istnienie rytuałów spowodowało, że wokół tej organizacji narosło wiele mitów i teorii spiskowych. Istnieje nawet pogląd jakoby wolnomularze mieli czcić szatana. Nic więc dziwnego, że obsadzono ich także w roli światowych spiskowców rządzących światem i odpowiadających za szereg niepomyślnych wydarzeń w historii kontynentu. Według tej koncepcji masoni ponosili odpowiedzialność za rewolucję francuską, wielkie ruchy rewolucyjne w XIX wieku, sprzeciwiające się Kościołowi i porządkowi politycznemu wyznaczonemu przez Kongres Wiedeński. Masoneria miała zwalczać stary ład i sterować głównymi wydarzeniami skierowanymi ostrzem przeciwko nim. Później posądzano masonów także o sprzyjanie komunistom, co miało wynikać z ich laickości i wrogiego nastawienia do religii. Do dziś oskarża się wolnomularzy o kierowanie światową polityką w utajniony, nielegalny sposób.

Wszystkie te koncepcje są z gruntu nieprawdziwe. Faktem jest, że masoneria funkcjonuje jako tajna organizacja o międzynarodowym zasięgu. Jednak jako taka jest i była zawsze niezwykle zróżnicowana. Źródła mitu i jej wszechwładzy tkwią we wrażeniu, jakie stwarzają rytuały i tajemnica członkowska przynależności do Lóż Wolnomularskich. Poza tym wśród nich sporo było członków elit europejskich. W XVIII i XIX wieku, u szczytu popularności ruchu, należało do niego wielu czołowych przywódców politycznych. Nie tworzyli oni jednak zwartej grupy, a nawet przeciwnie. Członkostwo w lożach częstokroć nie przeszkadzało w politycznym zwalczaniu się. Fikcją jest ponadnarodowa solidarność członków ruchu, która jest przecież podstawowym warunkiem utworzenia światowego rządu. Masoni angażowali się w politykę przeciwstawnych mocarstw, można ich znaleźć zarówno wśród przywódców powstańców walczących o niepodległość Stanów Zjednoczonych, jak i w gronie brytyjskich elit, które uważały, że powstanie należy stłumić. Masoni byli w rodzinach monarszych i wśród rewolucjonistów. Generalnie ruch wolnomularski na przestrzeni XVIII wieku był po prostu modny, ale jako taki nie mógł tworzyć jakiejkolwiek jednolitej linii, która pozwalałaby „rządzić światem”. W praktyce jedynym krajem, w którym masoni mieli zorganizowany wpływ na politykę była Francja, gdzie organizacja ta do dziś jest liczna. Działali tam jednak nie w roli politycznych demiurgów, tylko raczej jako lobby. Wiele współczesnych lóż wprost odżegnuje się od polityki, skupiając się na działalności naukowej. 

Nauka zajmowała centralne miejsce w masońskim sposobie myślenia o świecie. Nie oznacza to bynajmniej wrogiego nastawienia do religii – to kolejny niesłuszny zarzut. Masoni byli skonfliktowani z Kościołem, ale bardziej chodziło o hierarchiczną organizację i częste niechętne nastawienia Kościoła do osiągnięć naukowych niż religię samą. Zresztą w swoich początkach, powstała w Wielkiej Brytanii masoneria broniła praw dyskryminowanych tam wtedy katolików. Nietolerancję religijną masoni uważali bowiem za rodzaj intelektualnej ciemnoty. Większość lóż masońskich nie wprowadza do swego składu ateistów. Wiele z nich dopuszcza członkostwo jedynie wyznawców Jezusa Chrystusa. Trudno więc uznać ich za wrogów religii, a tym bardziej satanistów czy okultystów. Ich uwielbienie dla nauki sprowadzało się do sprzeciwu wobec ignorancji i zabobonu. Ponadto masoni opowiadali się za braterstwem ludzkości i zniesieniem budzących wrogość różnic religijnych. 

Generalnie dorobek masonerii jest niejednoznaczny. W jej skład wchodziło wielu wybitnych ludzi – kilku „Ojców Założycieli” Stanów Zjednoczonych, wynalazcy, ludzie kultury. Byli wśród nich także Polacy, jak Józef Poniatowski. Z drugiej strony przynależność do tego ruchu często była modna, a przez to powierzchowna. Ich krytyka Kościoła katolickiego i innych organizacji religijnych bywała na wyrost. W sumie są zjawiskiem historycznie ważnym, ale nie ma podstaw by mówić o ich światowym spisku. 


Specjalne stroje miały chronić średniowiecznych medyków przed zakażeniem. Źródło: domena publiczna.

Żydzi i epidemia 
Spiskowe teorie dziejów obsadzające Żydów w roli głównej są popularne w każdych czasach. Co gorsza, o ile wiara w spisek nieuchwytnych masonów, choć niewątpliwie szkodliwa, w gruncie rzeczy może być zabawna, o tyle Żydzi zapłacili wysoką cenę za obsadzenie w roli czyniących zło spiskowców. 
Kalumnii, którymi obrzucano Żydów powstało mnóstwo. Mieli porywać dzieci na macę, rządzić światem, znieważać chrześcijańskie świętości. Jednak w obliczu współczesnej sytuacji warto przypomnieć rzekomy żydowski spisek, który miał stać za epidemiami. W średniowiecznej Europie częstokroć obwiniano Żydów o wszystko. W tym kontekście nie jest zaskoczeniem, że posądzono ich o sprowadzenie choroby. Zwłaszcza, że wobec nich ludzie tamtych czasów byli zupełnie bezradni. Ówczesna medycyna, posługująca się ziołami i elementami magicznych wierzeń nie potrafiła wyjaśnić nawet przyczyn epidemii, nie mówiąc już o jakimkolwiek leczeniu. 
Tymczasem w latach 1346-1351 Europę nawiedziła epidemia dżumy, która do historii przeszła jako „czarna śmierć”. Była to najstraszniejsza zaraza w znanych dziejach naszego kontynentu. Zabiła między 30%, a 60% populacji (szacunki historyków są w tej kwestii rozbieżne, ale na ogół mieszczą się w tych granicach). Bezradność rodziła strach i frustrację, a to zawsze sprzyja zaognianiu dawnych uprzedzeń. W związku z tym wielu ludzi oskarżało żyjące na uboczu społeczności Romów, a zwłaszcza Żydów. Wyobrażano sobie, że przedstawiciele „narodu wybranego” zatruwali studnie lub sprowadzali na chrześcijan chorobę za pomocą bliżej nieokreślonych rytuałów. Uważano wręcz, że Żydzi spiskują w celu wyniszczenia chrześcijan. 
Oczywiście umieralność wśród Żydów w niczym nie różniła się od tej pośród chrześcijan. Ludzie ci byli równie bezradni i przerażeni sytuacją co reszta ludności. Bakterie odpowiedzialne za dżumę nie brały pod uwagę pochodzenia. Dla przerażonych i już wcześniej głęboko uprzedzonych ludzi nie miało to jednak żadnego znaczenia. Pogromy Żydów zdarzały się już wcześniej – co najmniej od okresu krucjat – ale właśnie w okresie „czarnej śmierci” miały szczególny wymiar i szeroką skalę. W kilku miastach społeczność żydowska została wybita do nogi. Zdarzały się nawet sytuacje, gdy żądano od Żydów ukarania winnych. Znane są przypadki, gdy ta społeczność wybierała ze swego grona ludzi, których wydawano wściekłym tłumom, aby uniknąć masowych mordów. Sytuacje takie często odmalowywane są na kartach literatury i w filmach. 
Podobny los spotkał w tym czasie Romów – choć ich tragedia z tego okresu jest mniej znana. Ta grupa ludności, prowadząca w zasadzie koczowniczy tryb życia, była traktowana zresztą gorzej niż Żydzi, którym często władze pozwalały żyć w spokoju pomimo wielu obostrzeń. Wielu władców chrześcijańskich chroniło wręcz społeczności „narodu Mojżeszowego” ze względów ekonomicznych – Żydzi często trudnili się handlem, którego rozwój uważano za korzystny dla państwa. Kazimierz Wielki nie był więc pod tym względem aż tak wyjątkowy, jak się w Polsce zazwyczaj uważa. Inna sprawa, że podczas wielkich epidemii – jak „czarna śmierć” – opieka królów na nic się Żydom nie zdawała, gdyż elity społeczne były równie przerażone co niższe warstwy, które najczęściej rozpoczynały pogromy. Zresztą, z punktu widzenia monarchów, bywały one politycznie wygodne, kanalizując niezadowolenie warstw ludowych. Szlachetnym i wartym odnotowania wyjątkiem była postawa papieża Klemensa VI, urzędującego wówczas w Awinionie (był to okres „niewoli awiniońskiej papieży”). Przywódca Kościoła potępił pogromy wobec Żydów, a nawet starał się ich chronić. 
Romowie nie mogli jednak liczyć nawet na takie względy. Nie są znane żadne statystyki dotyczące sprawy, ale łatwo sobie wyobrazić jak wielu przedstawicieli tej grupy straciło życie z rąk wściekłych tłumów, często po tym, jak patrzyli na śmierć swoich bliskich w trakcie zarazy. 


Grafika skierowana przeciwko obowiązkowym szczepieniom z początku XIX wieku. Wynika z niej, że zaszczepieni po zabiegu nabywają cech krowich. Źródło: domena publiczna.

Antyszczepionkowcy opanowują miasto 
Również ruch „antyszczepionkowy”, gromadzący zwolenników jednej z najbardziej modnych teorii spiskowych, nie jest aż tak nowy, jak się wydaje. Sympatycy tej koncepcji uważają, że szczepienia szkodzą zdrowiu (powodują autyzm i liczne choroby), ale korporacje farmaceutyczne w zmowie z władzami państwowymi zatajają ten fakt z chęci zysku. W związku z tym „antyszczepionkowcy” domagają się zniesienia obowiązkowego programu szczepień i często odmawiają poddania swoich dzieci tej procedurze. Wyjaśnijmy od razu – nie ma na to żadnych dowodów. Więcej, „antyszczepionkowcy” są inspirowani przez pospolitych, pseudonaukowych oszustów, często pozbawionych prawa wykonywania zawodów medycznych. Dla przykładu, teorię o związku pomiędzy szczepieniami, a autyzmem „zawdzięczamy” Andrew Wakefieldowi, który na łamach jednego z naukowych czasopism ogłosił wyniki badań dowodzących tego właśnie. Jak się jednak okazało były one ordynarnym oszustwem w celu zarobienia pieniędzy od korporacji prawniczych, które z kolei chciały udowodnić szkodliwość szczepień i uzyskać odszkodowania od firm farmaceutycznych w imieniu rodziców „poszkodowanych” dzieci. W konsekwencji Wakefield został pozbawiony prawa wykonywania zawodu lekarza. 
Choć teoria ta współcześnie jest bardzo popularna, to takie postawy są równie stare jak szczepienia. Wielu ludzi obawiało się, że w ten sposób wybuchnie zaraza (wszak szczepienia polegają na wprowadzeniu do organizmu preparatu imitującego infekcję). Zastrzeżenia dotyczyły także obowiązkowości szczepień – podnoszono argument o opresyjnym państwie, które pragnie w ten sposób nielegalnie kontrolować swoich obywateli. Najbardziej radykalne poglądy głosiły nawet jakoby państwo zamierzało regulować populację poprzez uśmiercenie części ludzi za pomocą odpowiednio przygotowanego „szczepienia”. Były też głosy mówiące, że śmiertelne choroby regulują populację i szczepienia zniszczą prawa natury. Problem pojawił się gdy na początku XIX wieku kolejne państwa zaczęły wprowadzać obowiązkowe szczepienia przeciw ospie prawdziwej (czarnej). Do szczepień wynalezionych przez angielskiego lekarza Edwarda Jennera w 1796 roku wykorzystywano wirus krowianki – niegroźnej dla ludzi choroby odzwierzęcej. Pomysł zrodził się w umyśle słynnego lekarza na podstawie „ludowej mądrości”, głoszącej, że nie zachoruje na śmiertelną czarną ospę ten, kto przeszedł ową chorobę. Zabieg zrewolucjonizował świat medycyny i walnie przyczynił się do wzrostu przeciętnej długości życia najpierw w Europie, a potem na całym świecie. W pierwszych latach XIX szczepienia na ospę stały się obowiązkowe w Wielkiej Brytanii. Od razu pojawiły się głosy sprzeciwu. Poza argumentami opisanymi powyżej twierdzono, że zaszczepieni… będą się upodobniać do krów. Wszak nazwa „krowianka” mówi sama za siebie! 
Ale zdecydowanie najbardziej spektakularny wymiar sprzeciw wobec szczepień osiągnął w Brazylii. W roku 1904 w ówczesnej stolicy kraju – Rio De Janeiro antyszczepionkowcy wzniecili zamieszki. Nie byle jakie zresztą. Przeciwnicy wprowadzanych właśnie w kraju szczepień przeciw ospie przejęli kontrolę nad większością miasta. Do ruchu dołączyła się część wojska i sił policyjnych. Budowano barykady i myślano nawet o szturmie na pałac prezydenta! Sytuacja groziła rewolucją. Rządzącemu wtedy Brazylią Rodriguesowi Alvesowi doradcy zaproponowali opuszczenie miasta. Prezydent zamiast tego ściągnął wierne sobie oddziały wojska. Rozpoczęła się regularna bitwa uliczna toczona pomiędzy zabudowaniami największego miasta kraju. Dopiero po pięciu dniach sytuacja została opanowana przez wojska rządowe, a program obowiązkowych szczepień podtrzymano. 
Oczywiście antyszczepionkowy bunt z Rio miał też inne motywacje. Doszło do niego na tle pogłębiającego się kryzysu społecznego Brazylii, rozwoju klasy robotniczej i wzrastającego rozwarstwienia dochodowego pomiędzy większością ludności, a wąską grupą elit. Ale przy tym wszystkim ruch z 1904 pozostaje najbardziej spektakularnym i krwawym wystąpieniem przeciw obowiązkowym szczepieniom w historii. 


Pedro Alvares Cabral. Oficjalny odkrywca Brazylii. Źródło: domena publiczna.

Portugalski poker? 
Ostatnia teoria powstała wśród historyków, a nie ludzi żyjących w przeszłości i zdecydowanie najmniej zasługuje na miano spiskowej. 
7 czerwca 1494 roku w leżącym na pograniczu hiszpańsko-portugalskim mieście Tordesillas podpisano jeden z najważniejszych traktatów dziejach Europy. Dwa lata po odkryciu Ameryki przez Krzysztofa Kolumba, u progu wielkich odkryć geograficznych, dwa iberyjskie państwa podpisały porozumienie wyznaczające podział pomiędzy nimi nowo odkrytych terytoriów. Było to konsekwencją rywalizacji między Portugalią i Hiszpanią, jaka rozpętała się na tle odkrywania nowych lądów. Stawką konkurencji była jednak nie tyle ziemia, co bogactwa, jakie według wyobrażeń Europejczyków czekały w Nowym Świecie. Sytuacja ekonomiczna Europy powodowała, że głównym celem było złoto i srebro, zapewniające bogactwo i potęgę w cierpiącym na brak kruszców „Starym Lądzie”. 
Na mocy porozumienia wyznaczono linię biegnącą południkowo ok. 1184 mil na zachód od Wysp Zielonego Przylądka. Ziemie na wschód od tej granicy miały przypaść Portugalii, te położone na zachód, Hiszpanii. Przełomowe znaczenie traktatu polega na tym, że po raz pierwszy w historii europejskie mocarstwa dokonały podziału wpływów na świecie. Układ zresztą szybko się zdezaktualizował. Przesądziły o tym aspiracje innych państw, szczególnie Francji i Anglii, które nie chciały ograniczać się iberyjskim porozumieniem w zdobywaniu nowych lądów. Znaczenie miała także rywalizacja portugalsko-hiszpańska podczas której obie strony naciągały postanowienia porozumienia. 
Najciekawsze jest jednak chyba coś innego. Wszystko wskazuje na to, że podczas negocjacji Portugalczycy naciskali na przesunięcie wyznaczanej linii nieco bardziej na zachód. Uzyskali takie ustępstwo, przez co Brazylia znalazła się w ich strefie wpływów. Problem w tym, że według oficjalnej wersji Brazylia została odkryta… dopiero sześć lat później! Czy to oznacza, że Portugalczycy wiedzieli więcej niż przyznali, a oficjalna data odkrycia Brazylii przez Europejczyków jest niezgodna z prawdą? 
Teorię, którą podnoszą niektórzy badacze, podsyca przebieg rozmów. Początkowo, w 1493 roku, papież przyznał wszystkie nowo odkryte lądy Hiszpanii. Było to owocem hiszpańskiej akcji dyplomatycznej, która wykorzystała wpływy na dworze papieskim w celu legalizacji przewidywanych zamorskich zdobyczy. Portugalia wyraziła sprzeciw, który uwzględniono w taki sposób, że papież Aleksander VI w kolejnej bulli wyznaczył biegnącą południkowo na zachód od portugalskich Azorów linię. Jej przebieg powodował, że wszystkie ziemie w odkrytej Ameryce Północnej pozostawały pod kontrolą Hiszpanów. Linia zahaczała za to o oficjalnie nieznany nikomu ląd – Brazylię. Portugalczycy domagali się jednak przesunięcia jej dalej na zachód, czego owocem były rozmowy w Tordesillas, odbywające się przy papieskiej mediacji. Wtedy właśnie Portugalczycy wykazali determinację do przesuwania linii, która ostatecznie biegła dalej na zachód. Nowa granica dalej przyznawała w zasadzie wszystkie ziemie, o których odkryciu wiedziano Madrytowi, ale przebiegała tym razem głęboko na ziemiach brazylijskich. Podczas negocjacji w Tordesillas Hiszpanie uważali, że ich konkurenci awanturują się o kawałek nieznanego oceanu. Z ich punktu widzenia najważniejsze były wpływy w odkrytej Ameryce Północnej. Być może dlatego hiszpańscy dyplomaci nie walczyli z roszczeniami Portugalczyków. Ostatecznie, według ich geograficznej wiedzy, dostali to co chcieli. A Portugalii przyznano nieznany ląd. 
Wątpliwości budzą też okoliczności oficjalnego dotarcia do wybrzeży brazylijskich w 1500 roku. Na początku marca 1500 roku flota 13. portugalskich okrętów pod wodzą Pedro Alvaresa Cabrala znajdowała się w drodze do Indii, która według planu wieść miała dokoła Afryki. Oficjalnie zamierzano powtórzyć osiągnięcie Vasco da Gamy z 1498 roku. Jednak po przekroczeniu równika flota Cabrala wykonała wielki łuk w kierunku wschodnim. Oficjalnie niekorzystne wiatry zniosły Portugalczyków z pierwotnego kursu o szerokość Atlantyku. W rezultacie żeglarze przez przypadek wpłynęli na nieznany ląd. Portugalczycy wysiedli na brzegu, wznieśli tam krzyż, nawiązali pierwszy kontakt z tubylcami, popłynęli kawałek wzdłuż lądu, po czym skierowali się w dalszą podróż do Indii. W drodze powrotnej już nie zboczyli z kursu. 
Pomyłka o szerokość oceanu, nawet spowodowana wiatrem, jest zadziwiająca. Historycy spierają się w tej kwestii – wielu uważa to za dowód, że w Tordesillas portugalscy dyplomaci, niczym wytrawni pokerzyści nie odkryli wszystkich kart. Oznaczałoby to jednak, że jakiś portugalski statek musiał dopłynąć do brazylijskich wybrzeży najpóźniej w 1492 roku, a może jeszcze wcześniej. Co prawda istnieje hipoteza, jakoby inni żeglarze mieli odkryć ląd przed 1500 r., ale raczej po 1494 r. Jeśli zestawimy ze sobą owe przypadkowe rzekomo zniesienie portugalskich okrętów o tysiące mil i układ w Tordesillas, koncepcja o odkryciu lądu wcześniej nasuwa się sama. 
Kłopot w tym, że nie ma na to cienia dowodu. Cała teoria opiera się na dedukcji. Nie zachował się żaden dokument, relacja, mapa czy cokolwiek innego pozwalającego jednoznacznie potwierdzić owe przypuszczenie. Wymagałoby to od portugalskich przywódców nie tylko ukrycia dokumentów i relacji, ale też utrzymania dyskrecji dziesiątków marynarzy, którzy musieliby wziąć udział w zatajonej wyprawie. Czy to możliwe, że Portugalczycy ukryli prawdę nie tylko przed Hiszpanami i papieżem, ale też przed współczesnymi historykami? Czy to możliwe, że wszystkie dowody, które Lizbona musiałaby przecież posiadać, do dziś nie zostały odkryte? Może zniszczono je, by prawda nigdy nie wyszła na jaw? Jeśli tak, to jak w rzeczywistości wyglądała wyprawa odkrywająca Brazylię i kto stał na jej czele? 
Ale może jednak oficjalna wersja jest prawdziwa? Może rzeczywiście Portugalczyków zniósł wiatr, a przy wyznaczaniu linii w Tordesillas po prostu mieli szczęście? Odpowiedzi na te pytania być może nie poznamy nigdy. Pozostaje więc przyjąć oficjalną, udowodnioną wersję wydarzeń, wątpliwości pozostawiając w nawiasie. 

Spisek wczoraj i dziś 
Spisek, szczególnie autorstwa nielubianej i przez to „podejrzanej” grupy zawsze był kuszącym wytłumaczeniem skomplikowanych zjawisk. Teorii, zarówno istniejących niegdyś, jak i funkcjonujących w gronie współczesnych jest bez liku. Niektóre dotyczą przeszłości. 
Dla przykładu istnieją „historycy” (bo chyba cudzysłów jest uprawniony w takim przypadku), którzy dowodzą jakoby Napoleon był brytyjskim szpiegiem na zlecenie Londynu eliminującym kontynentalnych rywali Wielkiej Brytanii. Kościuszko z kolei miałby być agentem Rosjan. Insurekcja kościuszkowska jawi się w tym kontekście jako szpiegowska intryga mająca dostarczyć Moskwie pretekstu do zakończenia żywota Rzeczpospolitej. Omówienie wszystkich koncepcji tego rodzaju to materiał na pokaźnej objętości książkę. 
Spośród nietuzinkowych i nieoczywistych wyjaśnień przeszłych zdarzeń da się też jednak znaleźć zupełnie nie spiskowe. Podobne są do sprawy odkrycia Brazylii – istnieją przesłanki by uznać je za prawdę, ale brakuje konkretnych dowodów. 
Michał Górawski

Bibliografia: 
1. https://wiadomosci.onet.pl/kraj/masoneria-kim-sa-masoni-fakty-i-mity-na-temat-wolnomularstwa/mc3vfx1 [dostęp: 10.11.2020] 
2. https://wielkahistoria.pl/prawdziwa-liczba-ofiar-czarnej-smierci-umarlo-znacznie-wiecej-ludzi-niz-do-niedawna-sadzono/ [dostęp: 02.11.2020] 
3. https://www.rp.pl/Rzecz-o-historii/307289908-Skad-sie-wzieli-masoni.html [dostęp: 09.11.2020] 
4. https://www.medicover.pl/o-zdrowiu/antyszczepionkowcy-skad-sie-wzieli-i-dlaczego-wierza-w-nieprawde,6245,n,3710 [dostęp: 10.11.2020] 
5. https://www.pzh.gov.pl/antyszczepionkowcy-sfinansowali-badanie-ktore-pokazalo-jak-bardzo-sie-mylili-to-badanie-mialo-pokazac-ze-szczepionki-wywoluja-autyzm-teraz-fundatorzy-sa-wsciekli-obrazeni-i-probuja-wykretow/ [dostęp: 08.11.2020] 
6. https://www.rp.pl/artykul/123882-Kolejna-imigracja-zydowska.html [dostęp: 12.11.2020] 
7. https://historia.org.pl/2019/12/24/traktat-z-tordesillas-czyli-jak-portugalczycy-wykiwali-hiszpanow-dzielac-swiat-na-strefy-wplywow/ [07.11.2020] 
8. Kula M., Historia Brazylii, 1987, Wrocław

1 komentarz:

  1. Witam.
    Ciekawy wpis. Jestem sympatykiem masonów i nie wierzę w to co im płaskoziemcy przypisują.
    Największą tajemnicą masonów jest to, że nie mają tajemnic.
    Z z Żydami tak było od wieków, że jak bida, to do Żyda, a jak po bidzie to pocałuj mnie w dupę Żydzie. Stąd pogromy i przypisywanie im wszelkich win.
    Można by wiele o tym pisać, ale zwolenników teorii spiskowych, płaskoziemców i antyszczepionkowców i tak się nie przekona.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń