czwartek, 15 października 2020

Na czołgi z… armatką. Czyli polska kawaleria w kampanii wrześniowej

 

Polska kawaleria podczas bitwy nad Bzurą. Źródło: domena publiczna.

Występowanie i liczebność jednostek kawalerii w polskim wojsku, broniącym kraju podczas kampanii wrześniowej, bywa przytaczana jako symbol zacofania armii II Rzeczpospolitej. Rzeczywiście, powszechne wyobrażenie o II wojnie światowej, jako o starciu wojsk pancernych powoduje, że pomysł wykorzystania formacji jazdy wydaje się trącić myszką. W rzeczywistości polska kawaleria przeciwstawiała się niemieckim zagonom pancernym ze skutecznością niekiedy większą niż dominująca w armii piechota. Jak to możliwe?


(Nie)zapomniana kawaleria

Polska nie była odosobniona w swym przywiązaniu do jazdy. Gdy wybuchła wojna formacje tego rodzaju występowały we wszystkich armiach Europy, włącznie z siłami Niemiec i ZSRR.  Podobnie transport konny w 1939 roku był wykorzystywany w większości armii, w tym także wśród wojsk niemieckich. Obiegowe przekonanie o powszechnym zmotoryzowaniu całych jednostek Wehrmachtu sprawdza się tylko w przypadku formacji pancernych i zmechanizowanych, które stanowiły niewielką części całości wojsk. Oczywiście z biegiem trwania wojny nasycenie pojazdami różnego typu stale się zwiększało, ale jeszcze podczas ataku na ZSRR w 1941 roku Niemcy potrzebowali setek tysięcy koni do transportu dział, amunicji i zaopatrzenia. 

Wyjątkowość sił zbrojnych naszego kraju polegała na szczególnej wadze, jaką przywiązywano do kawalerii. Częściowo rolę odgrywała tradycja i historia – to właśnie jazda z husarią na czele kojarzy się z największą chwałą polskiego oręża. Najważniejsze były jednak czynniki ekonomiczne. Polska w okresie międzywojennym była krajem bardzo biednym i słabo uprzemysłowionym. Niewielka część ludności posiadała samochody, zwłaszcza na wsiach i na wschodzie kraju. W sposób naturalny dużo łatwiej było znaleźć wśród poborowych ludzi oswojonych z koniem niż z jakąkolwiek maszyną z silnikiem spalinowym. Przemysł skupiony był na Górnym Śląsku, a częściowo też w nowym Centralnym Okręgu Przemysłowym. Generalnie Polska pozostawała krajem w głównej mierze rolniczym. Wobec tego zmotoryzowanie armii było niewykonalne. Polska nie mogła wyprodukować wystarczającej ilości odpowiedniego sprzętu i to zarówno jeśli chodzi o pojazdy bojowe, jak i ciężarówki czy ciągniki artyleryjskie.

Wobec tych okoliczności, gdy wybuchła wojna, nasza armia nie posiadała wielkich formacji pancernych, transport był głównie konny, a walczyć przyszło z niemieckimi zagonami pancernymi. Dowództwo na czele z Marszałkiem Edwardem Śmigłym-Rydzem zdawało sobie sprawę z tych oczywistych niedostatków. W roli oddziałów szybkich obsadzono więc kawalerię, przygotowując ją do tego zadania w odpowiedni sposób.

Niemieccy kawalerzyści. Źródło: domena publiczna.

Organizacja kawalerii

W latach trzydziestych przeprowadzono daleko idące reformy w zakresie uzbrojenia i organizacji kawalerii. Zlikwidowano wielkie dywizje jazdy, zastępując je mniejszymi i bardziej mobilnymi brygadami. W skład każdej z nich weszły 3 lub 4 pułki, liczące po około 2 tysiące żołnierzy. Każdy z nich miał w swoim składzie kilka szwadronów, pododdziały broni maszynowej, służby kwatermistrzowskie, rozpoznania i medyczne. Szwadrony dzieliły się na plutony. Dodatkowo pułki miały w swoim składzie pluton przeciwpancerny, łączności i kolarzy, pełniący funkcje pomocnicze.

Na szczeblu brygady znajdowały się formacje saperów (nazywanych w kawalerii pionierami), artylerii, formacje sztabowe, sąd wojenny i inne pododdziały pomocnicze. Łącznie w 1939 roku polska armia posiadała 11 brygad kawalerii plus jedną brygadę pancerno-motorową zaliczaną do tego rodzaju broni.

 

Uzbrojenie i sposób walki

Brygady kawalerii nasycone były bronią maszynową i przeciwpancerną. Każda taka formacja posiadała około 100. ręcznych karabinów maszynowych, kilkanaście lekkich i około 50. ciężkich. Szczegółowa liczebność poszczególnych elementów uzbrojenia różniła się zależnie od liczby pułków wchodzących w skład jednostki. Na broń przeciwpancerną składało się 14 lub 18 (w przypadku czterech pułków) działek kaliber 37 mm i kilkadziesiąt karabinów kaliber 7,92 mm. Karabiny były skuteczne tylko wobec słabiej opancerzonych pojazdów, takich jak lekkie czołgi i samochody pancerne. Inna sprawa, że takie wyposażenie dominowało w niemieckich formacjach zmechanizowanych w 1939 r. Z kolei armatka 37 mm szwedzkiej firmy Bofors, produkowana przez polski przemysł w ramach licencji, potrafiła przebić pancerz każdego czołgu niemieckiego użytego w kampanii wrześniowej.

Oprócz tego każda brygada dysponowała artylerią polową liczącą 12 lub 16 (4 na pułk) armat kaliber 75 mm, baterią moździerzy (2 x 81 mm) oraz dwoma armatkami przeciwlotniczymi kalibru 40 mm. Dodatkowym wsparciem był dywizjon pancerny złożony z 7. lekkich czołgów (tankietki TKS albo TK-3) i 13. samochodów pancernych.

Podstawowym uzbrojeniem kawalerzysty był krótki karabinek wz. 29. Ze względu na krótszą kolbę wyposażony w nią jeździec mógł się swobodnie poruszać konno (broń nie obijała grzbietu zwierzęcia). Wadą tej broni był jej mniejszy zasięg w porównaniu do wyposażenia strzeleckiego piechoty. Ponadto każdy żołnierz posiadał szablę, stosowaną w przypadku walki wręcz lub tradycyjnego ataku konno. Lance w zasadzie wyszły z praktycznego użycia. Stosowano je podczas defilad i przeglądów, ale na polu walki były mało przydatne.

Ogólnie kawaleria dysponowała dość nowoczesnym uzbrojeniem, ale było go zbyt mało. Piętą achillesową formacji była niewielkie środki obrony przeciwlotniczej, co podczas kampanii wrześniowej okazało się mieć kluczowe znaczenie. Jednak problem ten dotyczył całej armii.

Na polu bitwy zreformowana kawaleria miała walczyć na wzór nowożytnej dragonii – pieszo, z końmi sprowadzonymi do roli środka transportu. Co prawda, szkolono jazdę do tradycyjnych ataków szarżą, ale ten sposób miał być stosowany tylko w ostateczności – w razie konieczności wyrwania się z okrążenia albo przeciw zaskoczonej piechocie, nieprzygotowanej do bitwy, a zwłaszcza rozbijającej obóz. W normalnych warunkach kawaleria miała używać koni jedynie do przemieszczania się po polu bitwy. Dzięki temu ułani mogli zmieniać pozycję szybciej niż maszerująca piechota. Wadą takiego sposobu walki była konieczność pozostawiania co trzeciego lub co czwartego żołnierza do opieki nad końmi pozostawianymi na tyłach. W rezultacie efektywność bojowa brygady była porównywalna do pułku piechoty.

Polscy żołnierze obsługujący działko ppanc. 37 mm szwedzkiej firmy Bofors. Źródło: domena publiczna.

Kawaleria w wojnie obronnej

Jak wspomniałem, formacje jazdy były w każdej ówczesnej armii. Polska wyjątkowość przejawiała się w jej wyższym odsetku. Poza tym w armii niemieckiej jednostki takie pełniły wyłącznie role pomocnicze. Oczywiście głównym rodzajem wojsk pozostawała piechota. Poza istniejącymi formacjami w trakcie wojny zorganizowano kolejną brygadę kawalerii. Rozpoczęto formowanie drugiej jednostki pancerno-motorowej.

Zgodnie z polskim planem obronnym, przewidującym stoczenie bitwy granicznej, a następnie stopniowy odwrót na linię rzek Wisła-Narew-San, większość jednostek kawalerii rozlokowano blisko granicy z Niemcami. Do walki weszły one zatem już pierwszego dnia. W tym miejscu warto wyjaśnić źródło mitu o szalonych Polakach konno, z lancami i szablami w dłoni, atakujących wrogie pojazdy bojowe.

Popularny obraz ułanów szarżujących przeciw niemieckim czołgom jest wytworem… hitlerowskiej propagandy, która chciała w ten sposób ukazać Polaków, jako nieokrzesanych barbarzyńców. Próbowano to osiągnąć między innymi poprzez przedstawienie armii polskiej, jako przestarzałej i prymitywnej. W rzeczywistości posiadaliśmy nowoczesny sprzęt, ale z powodu zacofania ekonomicznego kraju było go zbyt mało, a doktryna użycia niedopracowana.

Niemniej wytwór fantazji nazistowskich propagandystów, podtrzymywany później przez komunistów, zakorzenił się głęboko w społeczeństwie. Do dziś łatwo znaleźć ludzi, którzy uważają go za prawdę. W rzeczywistości znany jest tylko jeden przypadek starcia poruszającej się konno kawalerii polskiej z niemieckim oddziałem pancernym. 1 września w bitwie pod Krojantami żołnierze 18 Pułku Ułanów Pomorskiej Brygady Kawalerii przeprowadzili uzasadniony taktycznie atak przeciw niemieckiej piechocie, które rozpierzchła się w popłochu. Niestety, z pobliskiego lasu wyłoniła się grupa niemieckich pojazdów, która ostrzelała kawalerzystów. Na ten widok ich dowódca pułkownik Kazimierz Masztalerz nakazał natychmiastowy odwrót. Epizod ten był wykorzystywany do opisanego zabiegu propagandowego. Ciała Polaków okazywano zagranicznym sprawozdawcom i dziennikarzom, jako dowód polskiej głupoty. W praktyce do wydarzenia doszło, gdyż polski dowódca nie wiedział o znajdującym się pododdziale pancernym, a gdy tylko ten wyłonił się z zarośli, nakazał odwrót. Propaganda rozdmuchała zatem zrozumiałą w ogniu walki pomyłkę. 

Tymczasem polska kawaleria potrafiła walczyć z pancernymi jednostkami Wehrmachtu w niezwykle skuteczny sposób. Żaden oficer nigdy nie podjąłby opisywanej we wrogiej propagandzie decyzji. Zamiast tego, wobec niemieckich czołgów, kawaleria szukała dogodnego terenu do ustawienia i wykorzystania broni przeciwpancernej.

Podręcznikowym przypadkiem zastosowania takiego sposobu walki była bitwa pod Mokrą (niedaleko Częstochowy), stoczona pierwszego dnia wojny. Wołyńska Brygada Kawalerii dowodzona przez pułkownika Juliana Filipowicza zmierzyła się z 4 Dywizją Pancerną. Pomimo przewagi liczebnej wroga, dysponującego dominacją w powietrzu i przewagą w ogniu artylerii, okopana kawaleria, wspierana przez pociąg pancerny, cały dzień odpierała kolejne ataki Niemców niszcząc (według różnych szacunków) 40-60 czołgów wroga i unieruchamiając kilkadziesiąt innych pojazdów opancerzonych. Bitwa była sukcesem polskiej armii, a konkretnie, przestarzałej rzekomo kawalerii. Okopani, uzbrojeni w broń przeciwpancerną i kompetentnie dowodzeni ułani okazali się trudnym przeciwnikiem. Bitwa pod Mokrą nie była zresztą wyjątkiem. Paradoksalnie mniejsze szanse z Niemcami okazała się mieć piechota, zbyt słabo nasycona bronią przeciwpancerną, zazwyczaj pozbawiona choćby dywizjonu pancernego i poruszająca się pieszo.

Ten ostatni czynnik miał fundamentalne znaczenie. Niemiecka taktyka „Blitzkriegu” powodowała, że zagony pancerne wdzierały się daleko w głąb pozycji polskich, co prowadziło do swego rodzaju wyścigu pomiędzy szybko poruszającymi się kolumnami pancernymi, a wycofującymi się w celu odtworzenia pozycji obronnych siłami polskimi. Jak łatwo sobie wyobrazić piechota nie miała w tym przypadku wielkich szans. Dużo łatwiej kolumny zmotoryzowane mogła wyprzedzić kawaleria. Poruszający się konno żołnierze mogli łatwiej wycofać się i zająć nowe pozycje co czyniło z polskiej jazdy dokuczliwego przeciwnika. Przydzielone do większych zgrupowań brygady uczestniczyły we wszystkich większych kampaniach wojny obronnej, w tym także bitwie nad Bzurą, gdzie 3 z nich od pierwszego dnia uczestniczyły we zwrocie zaczepnym dokonanym przez połączone siły armii „Poznań” i „Pomorze”. 

Ostatecznie kolejne brygady kawalerii zostały rozbite lub skapitulowały, dzieląc los swoich armii. Po 17 września ocalałe wojska polskie stanęły do nierównej walki z armią Związku Radzieckiego. W walkach tych brała również udział kawaleria. W sumie zreformowana przed wojną formacja zdała egzamin, będąc skutecznym narzędziem w rękach polskich dowódców.

Oczywiście nie należy przeceniać tego faktu. Kawaleria, choćby nawet stanowiła całość polskiej armii, nie mogła dokonać cudu, jakim byłby inny wynik kampanii.
Armia niemiecka posiadała dominację w powietrzu, przewagę liczebną i technologiczną. Do tego po raz pierwszy Wehrmacht zastosował taktykę „wojny błyskawicznej”, która wkrótce umożliwiła mu zniszczenie armii francuskiej – dużo lepiej przecież wyposażonej i liczniejszej. Ostateczny cios zadała inwazja ze wschodu.

Nie do przecenienia są też czynniki gospodarcze. Biedna i zacofana ekonomicznie Polska, z niewielkim przemysłem i gigantycznymi problemami społecznymi, nie mogła wystawić wojsk, na które bez trudu mogły pozwolić sobie będące gospodarczą potęgą Niemcy.  Ale w tych okolicznościach polska armia wykazała się dużymi zdolnościami bojowymi, a kawaleria zapisała swą ostatnią kartę w wielowiekowej historii polskiego oręża.

Michał Górawski

 

Bibliografia:

1.                  Wróblewski J. Armia „Prusy” 39, 1986, wyd. MON, Warszawa,

2.                  Rezmer W. Armia „Poznań”, 1992, Bellona, Warszawa,

3.                  Norman D. Europa walczy, 2008, Znak, Kraków,

4.                  Encyklopedia II wojny światowej, 1994, Ryszard Kluszczyński, Kraków,

5.                  http://www.1939.pl/uzbrojenie/polskie/uzbrojenie-kawalerii/index.html [dostęp: 1 października 2020 r.]

6.                  https://kuriergalicyjski.com/historia/1869-szare-kawalerii-polskiej [dostęp: 2 października 2020 r.]

 

1 komentarz:

  1. Witaj Michał.
    No cóż, taka była nasza historia. Jednak gdyby nie błędy dowództwa, to najpewniej byśmy dłużej się bronili i więcej krwi niemiaszkom napsuli.
    Pozdrawiam.
    Michał

    OdpowiedzUsuń